RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Generalne Gubernatorstwo Relacje i d...

strona 487 z 764

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 487


Dystrykt warszawski [129] 439

Zaczęła się noc. Bardzo baliśmy się nocy. Została wtedy ustawiona broń maszynowa w środku miasta i zaraz po wejściu niemieckiego wojska było kilka śmiertelnych wypadków. Dokładnie: spotkali oni chrześcijanina, który przy sobie miał brzytwę. Oni mu tą samą brzytwą poderżnęli gardło. Zastrzelili również przez przypadek pewną Peseitę Szwarc, która leżała chora; głuchy szewc Bencyjon szedł z miasta do domu, a nie usłyszawszy zawołania niemieckiego żołnierza, został przez niego zastrzelony113. Dom Eleazara Rozenbojma został podpalony. Ale, dzięki Bogu, noc przeszła w spokoju, słyszało się tylko kilka wystrzałów karabinowych.

Sobota 9 września [19]39. Wstałem dosyć wcześnie, spotkałem Rywena Lejba Rotenbacha, który już jadł, spytałem go, co słychać, a on odpowiada: nie ma żadnych nowin. Mieliśmy małą butelkę spirytusu i poczęstowaliśmy tego samego Rywena Lejba Rotenbacha szklaneczką spirytusu. W podzięce przyniósł nam
z warsztatów czajnik herbaty, którą piliśmy, a ja jeszcze poczęstowałem Icchaka Hermelina ciepłą, świeżą, sobotnią herbatą. [8] Punktualnie o 7 pomodliliśmy się
i zabraliśmy się do dzieła, to znaczy odmówiliśmy kidusz nad 95-procentowym alkoholem, zakąszając pieczoną kaczką. Potem czekaliśmy do 9 rano i punktualnie o 9 zrobiliśmy prawdziwą szabasową cebulkę z wątróbką, jajkami, smalcem
i umyliśmy się do [jedzenia] chleba, który mieliśmy od piątku.

W środku jedzenia nadeszła ze wsi moja żona Rejzla z dwoma synami Chaimem
i Szymonem, aby się dowiedzieć, co słychać w mieście. Po omówieniu sytuacji doszliśmy więc do wniosku, że moja żona Rejzla musi wrócić na wieś, wynieść stamtąd dla wszystkich żywność, wypożyczyć na wsi furę i wrócić ze wszystkim do domu. I tak było. Rejzla poszła na wieś, próbowała pożyczyć furę, ale żaden chłop nie chciał jechać, bojąc się, żeby mu nie zabrano konia. Tylko dzięki przypadkowi jeden z gospodarzy, Chabera, pojechał z naszym dobytkiem do miasta. Umarła mu mianowicie córka i potrzebował jakichś rzeczy dla niej. Moja żona Rejzla obiecała mu to wszystko dać z mojego sklepu; w ten sposób nakłoniła go i chłop pojechał. Ale jednej fury było za mało, mój ojciec biegał więc po wsi i po dużych trudach [9] udało się mu wynająć jeszcze jedną i w ten sposób w sobotę o 4 po południu wszyscy wrócili spokojnie ze wsi do miasta; zaczęli wracać również wszyscy, którzy byli w pobliskich wsiach. Ci wszyscy, którzy uciekli z Łodzi, zaczęli do niej wracać. Nikogo nie zaczepiano.

Cała noc z soboty na niedzielę przeszła spokojnie. Już od niemieckiej władzy dowiedziano się, że od wieczora do rana następnego dnia nie wolno wychodzić
z mieszkania na ulicę.

Niedziela 10 września [19]39. Ładny letni dzień. Przybywa i odchodzi pełno wojska na motocyklach, rowerach, samochodami itd. Nikomu nie przeszkadzają, nadal nadchodzą piesi, którzy uciekli i idą z powrotem do Łodzi i okolicznych