442 Dystrykt warszawski [129]
pierwszego dnia Rosz Ha-Szana. Noc przeszła w spokoju, już bez odgłosów mocnych wystrzałów armatnich. W nocy przyszło pełno wojska, tak że już nie można było modlić się wieczorem w grupie. Całe miasto zostało wypełnione wojskiem.
Piątek 14 [15] września [19]39, drugiego dnia Rosz ha-Szana. Mimo dosyć wczesnego wstania nie można było się modlić tak jak wczoraj, ponieważ wszędzie było wojsko. Dopiero o godzinie 8 zaczęliśmy się modlić, a prowadzącym modlitwę był Lewi Lajzerowicz. Obyśmy już mieli lepsze lata, niż on był prowadzącym! [12] Tak więc o 9.30 już byliśmy po modlitwie. Cały dzień przeszedł spokojnie. Noc też już przeszła bez strzelaniny.
Sobota 15 [16] września [19]39. Bez zmian. Modliliśmy się w grupie. Zaczęto brać ludzi do pracy. Wrócili już ostatni uciekinierzy ze wsi i miast, a piekarze musieli piec przez całe święta Rosz ha-Szana, również w sobotę, a chociaż zostali do tego zmuszeni, robili to chętnie, ponieważ robili przy tym dobry interes.
Niedziela 17 września [19]39. Wstałem bardzo wcześnie. Ładny letni dzień, ale nie mogę wyjść na ulicę, bo łapią mężczyzn do pracy, przede wszystkim Żydów, do zakopywania ludzi oraz koni. Jak się okazało, pracowali oni w Noworabce118, gdzie było stanowisko. Zakopali pełno żołnierzy niemieckich, polskich, jak również pełno koni. Noc przeszła spokojnie.
Poniedziałek 18 września [19]39. Wszystko jak wczoraj. Brano (konie) [s] ludzi do pracy, a wśród nich Izraela Abrahama, który chciał jechać do Łodzi. Zdjęto go
z fury i posłano do pracy na kolei. [12a] Po południu chodzili niemieccy urzędnicy Reichswehry119i obcinali brody. Pierwszą ofiarą był chazan, następnie Abraham Mordechaj Golenberg, Icchak Joskowicz, Mordechaj Ber Rotenbach, a potem już wszyscy, którzy mieli brody, sami je sobie obcinali. Reszta dnia przeszła spokojnie. Noc przeszła spokojnie.
Wtorek 19 września. Wstaliśmy późno, tzn. o 7 rano, bo baliśmy się, żeby nie brali do pracy, jak to było dzień wcześniej, kiedy pracował mój szwagier Izrael Abraham, którego potraktowano bardzo źle, głównie dlatego, że jest Żydem. Moja żona Rejzla poszła do Chaima Ojzera Szumiraja120, by dać mu trochę pieniędzy na towar, który przywiezie z Łodzi. W tym czasie przyszedł mój szwagier Icchak Baruch, który też uciekł z domu, bo biorą do pracy głównie Żydów. Icchak siedział u mnie do 10 rano. Nastał dzień targowy. Było pełno klientów chcących kupić różne towary, ale ja nie miałem co sprzedawać. Nie mogłem nawet zjeść śniadania. [13] Gdy dokładnie o 1 po południu wyszedłem z synem Lejblem z domu na