460 Dystrykt warszawski [129]
rękawiczki po 3,50. Robi się straszna drożyzna. Za cienkie pończochy żądają 36 zł, a z dodatkiem jedwabiu 40 zł. Kupiłem też 3 szczotki do kilimów u Blusztajna ze Zgierza. I tym kończy się dzień.
Kupiłem butelkę wódki za 3 zł u Ruchli Kurok. Piliśmy na cześć Chanuki. Czwartek 7 grudnia. Jadę do Łowicza z córkami Gebridera. Pierwszy raz wyru-
szam [w drogę] w czasie wojny. Kupuję w Łowiczu farby Analacha [?], jak również
u Lasmana i u innego kupca, ale to kosztuje 3–4 razy drożej. Tymczasem moja Rejzla w domu sprzedała te dwie szczotki do kilimów i ładnie zarobiła, a jedną ceratę wzięła dla siebie, do mieszkania. Przyjeżdżam do domu przed 6. Zapalamy drugą lampkę chanukową165. Ja również musiałem kupić w Łowiczu opaskę na ramię, niebieską z białym166. I kończy się dzień.
Piątek 8 grudnia. Drugi dzień Chanuki. Jest chrześcijańskie święto167. Sklepy są zamknięte. Piec mi się rozwalił. Ciężko pracowałem, zanim naprawiłem ten piec,
a potem poszedłem do mykwy. Mosze nie przyszedł, bo pojechał do Warszawy. Poszliśmy wcześniej spać. W nocy usłyszeliśmy jakiś szum na podwórzu. Jak się okazało, spaliła się ściana między oficyną Moszego Nadla i Herszla Pietrkowskiego. Lokator Becalel zauważył to w nocy i ugasił. Dzień i noc przeszły spokojnie.
Sobota 9 grudnia. Modlę się u p. Goldsztajna. Odprawiamy kidusz razem z ojcem u mnie; miałem trochę wódki. Jemy czulent. Odmawiam minchę u p. Goldsztajna. Rejzla gotuje nam barszcz z kartoflami. Mosze przyjechał z Warszawy. O 8 wszyscy idą już spać. Sobotnia chanuka już też przeszła spokojnie. Zelig
z Piotrkowa168przywlókł się i je u mnie czulent.
[29a] Niedziela 10 grudnia. Piękny, mroźny dzień. Łapią i fotografują Lewina
z synem. Dzień przeszedł bez ważnych wydarzeń.
Poniedziałek 11 grudnia. Jadę do Łowicza. Kupuję u Lasmana trochę towaru, do domu wracam o wpół do szóstej, zapalam szóstą lampkę chanukową. Już w domu przyjmowaliśmy pieniądze. Dzień przeszedł bez ważnych wydarzeń.
Wtorek 12 grudnia. Rano poszedłem do Wolfa kupić trochę towaru. Tam już spotykam szwagra Becalela. Kupuję jedynie pół tuzina rękawiczek, a on kupuje jeden[?] jedwab [s]. Przyszedłszy do domu, dowiedzieliśmy się, że w tym dniu będą chodzić po mieszkaniach. Tego dnia mieliśmy duże nieprzyjemności, ale, dzięki Bogu, minął on w spokoju. I w ten oto sposób minął spokojnie ten dzień.
Środa 13 grudnia. Wstaję punktualnie o 6, bo Rejzla jedzie do Łodzi i muszę jej zamówić dorożkę. Ale żadna dorożka nie chce jej zabrać, bo straż graniczna