480 Dystrykt warszawski [130]
Nie! Nie zazdroszczę tej chwili żonom, matkom i siostrom. Teraz rozumiem już dziki wyraz oczu tych ludzi.
Po tym buchnął płomień. Podpalono worki z pościelą. Pozbawiono nędzarzy poduszki pod głowę, pozbawiono ludzi mienia...
Następnie ustawiono ich znowu i popędzono naprzód. W popłochu, który nastał, nie można się było zorientować, kto został zabity. Pędzono ich z powrotem do Głowna. Konwojowały szturmówki. Pędzono ich bez odpoczynku. Ludzie rzucali wszystko do rowów przydrożnych. Nie szczędzono im razów. W drodze na szosie jedna z kobiet urodziła dziecko. Wsadzono ją na wóz. Tak dogoniono do Głowna. Tutaj połowa uciekła, a resztę wsadzono do nieczynnej krochmalni.
Następne dni, które teraz nastały, były to dni pełne wysiłków i trudu nad oswobodzeniem ludzi z krochmalni. Gmina posyłała im żywność. A ponieważ trwały święta wielkanocne, posyłano im macę, którą Gmina otrzymała z Warszawy194. Obozu pilnowali volksdeutsche. Najgłówniejszym z nich był człowiek o imieniu Roger Deusny [s], palacz w cegielni, teraz pan całą gębą do bicia Żydów. Wśród Żydów znaleźli się macherzy jak Fas i Szer195, którzy za wysoką opłatą, na spółkę z Niemcami, uwalniali ludzi. Nie obeszło się bez wypadku, że wzięli pieniądze i nic nie zrobili.
Z dnia na dzień topniała ilość Żydów w obozie. Zostawali biedni, którzy nie mieli ani pieniędzy, ani znajomości na wydostanie się z obozu. Mieli za to kradzione plecaki z cudzymi rzeczami, które nie zapomnieli ukraść swoim braciom w niedoli. Jeszcze w wiele miesięcy po rozwiązaniu obozu policja żydowska odbierała kradzione rzeczy podczas pobytu w obozie. W końcu, nie wiedząc co robić z ludźmi, władze rozpuściły obóz.
Ciekawy i wyświetlający sprawę, czyją robotą była gonitwa do Strykowa, jest fakt, że kilka dni po gonitwie przyjechali z Łodzi do Magistratu Niemcy. Zdaje się, że formacji SS lub SA, gdyż nosili brązowe mundury i opaski z hakenkreicem196 na rękawach. Przyjechali do Magistratu i kazali zawezwać prezesa Gminy. Dopytywali się dokładnie o gonitwę do Strykowa. Kiedy się odbyła, ilu ludzi poszło. Byli zdziwieni tym faktem, o którym nie mieli żadnego pojęcia. Trzy razy przyjeżdżali na śledztwa. Widocznym więc było, że całą tą hecą kierowali miejscowi Niemcy. Tak skończyła się słynna gonitwa do Strykowa, która ludzi pozbawiła życia i mienia.
Mijały święta Wielkanocy 1940 r. Po wszystkich przeżyciach każdy radował się
z posiadania dachu nad głową i nic nie chciał wiedzieć o nowinach bzykających niby natrętne muchy.