522 Dystrykt warszawski [136]
a[...]a pić, nie spać. Nie mam nawet na sobie mojego codziennego ubrania. Teraz a[...]a w milicji obywatelskiej – żadnych dóbr, żadnych przemyśleń. Musimy być gotowi na każde wezwanie.
W środę i czwartek, 6 i 7 [września] na szosie nie ma chwili spokoju. Wszyscy uciekają! Niektórzy w limuzynach, inni z plecakami na plecach, ktoś już
z zabandażowanymi nogami, ktoś samochodem załadowanym drogimi futrami
i innymi cennymi rzeczami, inny z żoną, popychając ręczny wózek, w którym siedzi kilkoro dzieci. Już nie biegną, już nie idą, po prostu poniewierają się na ziemi. Na każdym kroku rozpacz. Szosa nie jest pokryta kamieniami, ale ludzkimi ciałami, na wpół czuwającymi albo zupełnie uśpionymi. W piątek 8 [września] wieczorem do miasta przyniesiono pierwszą piątkę zabitych pod miastem przez bombę. W sobotę
9 [września] wieczorem straszna wiadomość: współpracownik gazety Horończyk280 poderżnął sobie gardło, bo nie odnalazł swego zagubionego syna.
Niedziela rano. Przyłączam się do przewożenia ciał zabitych na cmentarz żydowski, ale musimy kilkakrotnie przerywać robotę, bo wzdłuż całej drogi towarzyszą nam samoloty przeciwnika i musimy się przed nimi chować. Poeta Horończyk popełnił samobójstwo w namiocie pana Czernickiego. Na cmentarzu, kiedy zbliżyłem się do grobu, podszedł do mnie młody człowiek, wymęczony, który ledwie wyszeptał:
– Czy wie pan, kim są zabici? Czy widział pan przynajmniej, jak byli ubrani? Posadziłem moje dziecko na wózek i szedłem za nim. Moja żona trochę odpoczywała. Nosiła takie ubranie.
– Nie, drogi człowieku, ja tylko pomagałem od szosy do cmentarza. O wyglądzie nic nie wiem.
W drodze powrotnej do miasta – straszna bieganina. Co się stało? Widziano pod miastem dwóch ludzi, którzy jakby z nieba zeskoczyli i w żaden sposób nie można się [2] dowiedzieć, gdzie się oni podziali. Strasznie żal! Moja sąsiadka krzyczy do mnie jakby nie swoim głosem:
– Właśnie szłam i nagle zobaczyłam na własne oczy dwóch mężczyzn, którzy spadli jakby z nieba. Obym tak mogła dożyć ślubu moich dzieci! A po minucie jakby zapadli się pod ziemię.
Ale za to w następnych dniach, w sobotę i niedzielę, nikt już nie biegał. Nie znaczy to jednak, że szosa była pusta. Nie! Tłumy wędrujących tam i z powrotem, te same twarze widzieliśmy po kilka razy. Podeszli pod Siedlce – jest grupa powracających. Niektórzy szli na poszukiwanie członków swojej zagubionej rodziny, inni w ogóle nie wiedzieli, dokąd idą. Przyłączali się i też szli z powrotem. Kiedy podszedłem