Dystrykt warszawski [136] 525
Stoimy, zatopieni w myślach: przepadło, osłupienie i już! Niech będzie... W tym momencie z mokradeł wyjeżdża polska artyleria i nie zastanawiając się długo, ustawiają armaty na całej szerokości naszego „nowego” miasta. Krzyczę:
– Z powrotem, do miasta, bo strzelanina będzie nad naszymi głowami!
Ale [4] przyszło nam przepychać się między armatami, tak że oficer zwrócił się do mnie:
– Nie plątać się!
Wtedy zrozumiałem, że biją się o ziemię, a ludzie nie mają znaczenia.
W drodze powrotnej do miasta przechodzę obok mojego mieszkania, otwieram drzwi i pozostawiam koszyk i kawałek chleba. To przecież potrwa tylko kilka minut. Idziemy schronić się do mego przyjaciela. Jak wyliczyłem na podstawie rozstawienia armat, w tej części miasta będzie najbezpieczniej. Po kilku minutach, będąc już w mieszkaniu przyjaciela, słyszymy silne kanonady. Postanawiamy wszystko zdjąć ze ścian, z szaf, wszyscy mają usiąść na podłodze i czekać, co przyniesie los. A strzelanina – taki szturm, że można ogłuchnąć, nie ma końca. Opanowujemy nasze nerwy, uspokajamy się i czekamy. Jednopiętrowy, ale bardzo mocny budynek cały dygocze. To trwa około pół godziny. Ktoś dobija się straszliwie do okutych żelazem drzwi. Nie odpowiadamy, sądząc, że to rabusie. Ale ktoś do nas krzyczy:
– Mordercy, dlaczego się zamknęliście, całe miasto płonie. Spalicie się tu! Mimo to długo się zastanawiałem, czy otworzyć, czy nie lepiej zostać tu spalonym. Otworzyłem jednak drzwi i wyjrzałem. Z powodu niekończącej się strzelaniny nie było mowy o wyjściu przed bramę. Wymieniamy spojrzenia. Nie było mowy, by omówić dalszy plan działania. Bez żadnych wyjaśnień, zrezygnowany, podziwiam, jak ludzie, podobni do cieni, poruszają się w pobliskich zaułkach, unosząc ze sobą najbardziej potrzebne rzeczy, takie jak pościel a[...]a. Wielu przy tej świętej pracy straciło życie. Czując się zawstydzony przed tymi bohaterami, wykradłem się od moich gości. Powoli wszedłem do swojego mieszkania, wziąłem dwie podpink
i i wróciłem do naszego gniazda. Zobaczywszy mnie z tym majątkiem, wszyscy zaczęli mnie pytać:
– Gdzie byłeś?
Nic nie powiedziałem i jeszcze raz pognałem po kilka poduszek i znów wróciłem bez przeszkód.
[tłum. z j. żyd. Sara Arm]
ARG I 792 a (Ring. I/823)
Opis: odpis (2 egz.), rkps (MS*), ołówek, j. żyd., 148×210 mm, k. 8, s. 8. Tekst jest podzielony na dwie części z osobną paginacją.
Na marginesach hebr. litera (atrament): „פ” (pej). Na s. 1 znak (ołówek czerwony): „+”.
Dok. był przechowywany w segregatorze. Edycja na podstawie 1. egz. odpisu, k. 4, s. 4.