RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Generalne Gubernatorstwo Relacje i d...

strona 687 z 764

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 687


Dystrykt warszawski [180] 639

Pierwszy padł Dawid Budny571, około 50 lat, uchodźca z Kalisza, gdzie był właścicielem młyna; u nas żyli bardzo skromnie. W czasie drogi przestraszył się, sądząc, że dziecko wypada z fury, i chcąc mu pomóc, wyszedł z szeregu, [6]
a wtedy podbiegł do niego wysoki żandarm, który odznaczał się okrucieństwem,
i zastrzelił go. Wygląda na to, że kula nie trafiła we właściwe miejsce albo się zatrzymała w rewolwerze i Żyd zaczął znowu biec. Żandarm wystrzelił po raz drugi. Żyd nie upadł, lecz dalej biegł, a żandarm biegł za nim i wpakował w niego dalsze dwie kule.

Zaczęliśmy porzucać paczki i paczuszki, zrzucaliśmy niepotrzebne ubrania, by jak najszybciej biec. Nie wolno było sobie nawzajem pomagać, bo pomagający
i korzystający z pomocy mogli być razem zastrzeleni.

Na szosie zastrzeleni zostali Szlama Bursztyn, lat 15, i Szlama Gurfinkiel, lat 42, kamasznik.

W Rembertowie zostali zabici Rywka i Dawid Stanisławowscy572, brat z siostrą, 17
i 18 lat, dzieci szewca; trzymali się za ręce. Pod Wesołą zastrzelono Grynszpana, starca, który zmęczony nie nadążał, Nachmana Szarszfajna, Sztern Rywkę
i jeszcze kilku Żydów.

[7] Tu też stało się nieszczęście z moim synem, Matysem Baruchem.

Miał on zaledwie 17 lat, ale wyglądał na ponad 20. Rok temu całe pół roku był
w „obozie”573, do domu wrócił chory, ale udało mu się dojść do siebie i dobrze pracował. W tę nieszczęsną noc włożył na siebie koszule, które posiadał, swoje dwa garnitury i palto. Dałem mu 2000 zł do schowania. Będąc zdrowym chłopcem, wziął również paczkę naszych rzeczy na swoje barki.

Przed wyjściem z mieszkania wypił, będąc porządnie spragnionym po bezsennej nocy, szklankę wiśniaku. W drodze zaczął mruczeć: „Tato, odstaję”. Czy ten wiśniak mu zaszkodził, czy w ogóle odezwał się w nim okres przebyty w obozie

– zaczął krzyczeć, że robi mu się ciemno przed oczami i kręci mu się w głowie. Kazałem mu wyrzucić paczki, zdjąć palto, wszystko wyrzucić i tylko biec. Nagle znikł mi z oczu. Jeźdźcy – żandarmi ciągle walili po głowach. [8] Słyszało się tylko wystrzały rewolwerów i przekleństwa żandarmów. A ja z żoną i córeczką nawet nie widzieliśmy tego nieszczęścia, o którym dowiedziałem się w tramwaju już na Gocławku: mój Matys odstawał 1–2 metry, już nadleciał żandarm i uderzył go dyscypliną w głowę. Chłopak upadł i natychmiast chciał się podnieść, ale tu już nadbiegł drugi i posłał mu kulę w głowę. I od razu wrzucono go do rynsztoka.

Czy oni specjalnie celowali do dzieci, do młodzieży?

Nie wiem, jeszcze nie wiem, co się ze mną dzieje. Jeszcze nie wierzę, że nie mam już mojego syna, mojego drogiego Matysa! Mojego jedynego syna i pomocnika!