Dystrykt lubelski [17] 37
znajomego, który mnie świetnie traktował. Do [okresu] po Sukot22 Niemcy, nie wiedząc, na jakim są świecie, zachowywali się dosyć możliwie. Sukot rzeczywiście obchodziliśmy w szałasie. Z czasem została utworzona Rada Żydowska. Żydzi biegali do pobliskich Piasków, gdzie wtedy byli czerwoni23. Jeszcze dosyć dużo mówiono o przejęciu Lublina przez czerwonych. Wkrótce po Sukot Niemcy osiedli mocno w Lublinie. Natychmiast rozpoczęła się systematyczna, legalna i autentyczna kradzież i rabunek żydowskiego mienia. W ogóle w Lublinie zaczął się porządek powitań i bicia. Łapanie do pracy ilustrowane porządnym biciem odbywało się co tydzień.
25 października (tak mi się zdaje) została ustalona rejestracja wszystkich Żydów – mężczyzn od 16 do 60 lat24. Żydzi nie wiedzieli: iść czy nie iść. Część uważała, że iść to nie jest prosta rzecz, bo właściwie dlaczego muszą wszyscy (około 20 000 osób) stawić się jednego dnia, bez systemu, bez planu; znów inni radzili iść, ponieważ może na ten dzień ustalono generalny rabunek, a Niemcy nie chcą mieć świadków i dlatego nie jest rozsądne pozostawać tego dnia w domu.
Był ponury, mokry dzień. Przyglądał się on pierwszemu wielkiemu masowemu żydowskiemu nieszczęściu. Sen i odpoczynek opuściły wszystkich. Tłumy ludzi płynęły na plac przy ulicy Lipowej. Wszyscy zgromadzeni Żydzi ustawili się wg zawodów. Poza żołnierzami, początkowo nikogo nie widziano. Dopiero około 12-tej zobaczono kilku urzędników gminy. Zaczęto zwalniać poszczególne zawody. Każda zwolniona grupa musiała opuszczać plac, śpiewając różne żydowskie piosenki.
Pozostało niezwolnionych około 8 tysięcy mężczyzn. Żydzi nie upadali na duchu. Żartowano i śmiano się z siebie. Niemcy powoli pokazywali swoje szpony. Tu uderzenie, tam trzask, uderzenie w twarz, ale wszystko było jeszcze do wytrzymania. SS-mani nawet udawali współczucie z powodu lekceważenia żydowskiej gminy. Śpiewano dużo ludowych i religijnych żydowskich pieśni: „Przeżyjemy ich” („Przeprośmy się”)25, „Jaki przyjemny nasz los”. Część przyklaskiwała.
Po południu naprawdę zaczęto się niepokoić. Widziano, że sprawa nie ma końca. Kilku pisarczyków z gminy robiło swoją robotę i czuło się już w powietrzu coś niepokojącego. Nie wolno się było ruszyć z miejsca. Szybko zapadła noc. Padał drobny, nieprzyjemny deszczyk. Plac, razem ze wszystkimi tu obecnymi, podkreślam, chorymi i starcami [s]. Nogi były przemoczone. Schować się gdzieś na stronie,