38 Dystrykt lubelski [17]
aby się wysr... było szczęściem, bo biedny był ten, którego żołnierz zauważył. Popołudnie do zmierzchu wystarczyłoby, żeby sobie wyrobić odpowiedni pogląd o brunatnych władcach.
Ale najtragiczniejsze dopiero nadchodziło. Około 6 wieczorem wygnano naszą grupę na ulicę Lipową. Droga trwała 45 minut i myśleliśmy, że pędzą nas wszystkich na zagładę, tak że nawet nie było ucieczek. [2] Pod uderzeniami kolb i rózeg, padając i wstając z głębokich kałuż, ciągnąc za sobą wielu innych, szliśmy w nieznanym kierunku, prawdopodobnie na pewną śmierć. Na dodatek musieliśmy się cieszyć i ciągle śpiewać różne pieśni. Grubi Żydzi stracili siły. Rózga z pałką w każdej chwili groziły biciem. Pędzono nas gdzieś, het-het, na jakiś plac, gdzie były ustawione baraki, a z boku otwarta, na wpół ukończona stodoła. Tam znaleźliśmy schronienie. W barakach urządziły się grupy, które przyszły po nas.
My już spodziewaliśmy się najgorszego. Nikomu nawet nie wpadło na myśl, że zostaniemy zwolnieni. Bazując na usłyszanych wiadomościach o niemieckich praktykach, liczyliśmy w najlepszym razie na wysłanie do obozu koncentracyjnego. Dwa tysiące ludzi w jednej stodole – głowa przy głowie, ciało przy ciele, i wszystko w lepkim i śmierdzącym błocie wymieszanym z końskim łajnem. Pilnowali nas volksdeutsche, wyładowując na nas całą swoją dzikość i okrucieństwo. Rzucano w nas kamieniami, bito karabinami i po prostu krzyczano. Czas powoli przesuwał się naprzód i my stawaliśmy się coraz bardziej czarni ze zmęczenia. Późno w nocy zaczęto nas znowu pędzić. Cały plac poza wąskim przejściem był otoczony drutem kolczastym. Z powodu głębokiej ciemności wielu ludzi, padając na drut kolczasty, zostało rannych. Muszę jeszcze dodać, że pędzono nas również w takiej sytuacji. Światło elektrycznych lampek, krzyki rannych, deszcz, błoto, wściekłe krzyki katów, wszystko tworzyło jeden piekielny dźwięk i zabawę panów. Wydostawszy się na wolność, zaczęliśmy biec do domu. Drżeliśmy ze strachu. Było przecież już dawno po godzinie policyjnej. Pokaleczeni, prawie martwi, złamani na duchu, przyszliśmy do domu.
Znacznie gorszy los spotkał tych, których wrzucono do baraków. Całą noc trzymano ich bez jedzenia. W żaden sposób nie pozwolono wyjść za potrzebą. Wyprowadzono jednak całe 2000 ludzi i właśnie korpulentnym i starym [kazano wykonywać] ćwiczenia, co przypominało prawdziwą egzekucję. Z bezgranicznym sadyzmem rozkazano [im] się rozebrać prawie do naga i wykonywać ich diabelskie sztuczki. Ponad 20 osób było ciężko rannych, wśród nich kilku zamęczonych na śmierć.
Nazajutrz miasto wyglądało jak po zagładzie. Objawiła się cała groza brunatnego faszyzmu.
28 stycznia 1941 r.
[tłum. z j. żyd. Sara Arm]