Rozdział I. Od początku wojny do zamknięcia getta [15] 83
członków zarządu. Jednocześnie wyczytali z listy kilka nazwisk. Po długich namowach uwolnili mnie jeszcze na godzinę. Przy tym wymogli na mnie, bym w tym czasie przyprowadził jeszcze jednego członka zarządu. Miałem możliwość uciec. Mogłem pójść do miasta aa[...]aa umożliwić mi ucieczkę. Nie zrobiłem tego, ponieważ obawiałem się, że zaaresztują moją żonę, która była wówczas chora. Zdarzyło się bowiem kilka przypadków aresztowania kobiet, których mężowie się ukryli. Chcąc wypełnić rozkaz dostarczenia jeszcze jednej osoby, poszedłem się w tej sprawie porozumieć. Dopiero po dwóch godzinach stawiła się jedna osoba. Obaj wróciliśmy do mnie, gdzie nas zaaresztowano. Wraz z drugim przedstawicielem Stowarzyszenia – kupcem kolonialnym – zostaliśmy wsadzeni do auta i powiezieni do Izby Handlowej183. Z powodu mojego opóźnienia trafiliśmy na moment wychodzenia z biura śledczych, którzy mogliby nas przesłuchać. Było nas dziesięć osób. Tajny agent porozumiał się w naszej sprawie i otrzymał rozkaz, by nas odstawić na gestapo. Kiedyśmy tam dojechali, zaraz poczęstowano nas wyzwiskami, takimi jak: „Parchaci, brudni Żydzi”. Tam było już około dwudziestu pięciu osób. Wszyscy stali nieruchomo na baczność twarzą do ściany, z opartymi o nią rękami w głównym korytarzu żydowskiego gimnazjum184. Nie sposób było wiedzieć, kim były te osoby. Wszyscy stali od godziny trzeciej do jedenastej w nocy. Ostrzegano, że za najmniejszy ruch grozi najsurowsza kara. Nasza sytuacja była straszliwa. Nogi nam mdlały i nie mogliśmy ustać. Przy tym ciągle do nas krzyczano: „Dobrze jest stać przy Ścianie Płaczu”185.
Tymczasem rozkazano, aby wystąpiło piętnastu ludzi, których wzięto do dźwigania z ulicy na pierwsze piętro pancernej kasy. Dopiero wtedy mieliśmy okazję spojrzeć na kilkoro z nich. Były to znane twarze pracowników instytucji gospodarczych. Około wpół do dziesiątej przyszedł rozkaz, by zaprowadzić nas do kancelarii, gdzie spisano nasze personalia na żółtych blankietach. Przesłuchanie nie było surowe i lżej zrobiło się nam na sercach. Po wyjściu z kancelarii ustawiono nas w poprzedniej pozycji. Wyszedł do nas oficer i odezwał się następująco: [2] „Co tu tak śmierdzi? Czy są tu Żydzi? Ta brudna, parchata banda?” Następnie kazał się nam odwrócić i robić wyczerpującą gimnastykę. Przez około dwadzieścia minut gonił nas od ściany do ściany i wtedy rozpoczęła się ta gimnastyka. Co prawda byliśmy nawet zadowoleni, ponieważ po siedmiu godzinach stania w miejscu