RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Losy Żydów łódzkich (1939-1942)

strona 125 z 315

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 125


100 Rozdział I. Od początku wojny do zamknięcia getta [20]

trudno było zrozumieć tak nagłą łaskawość, okazane im przyjaźń i zrozumienie. Nie potrwało to jednak długo. [Niemcy] okazali swą prawdziwą twarz i dowiedli czynami prawdziwych swych intencji jeszcze w tym samym tygodniu. Stało się to w ciemną noc. Pod jej osłoną wniesiono do synagogi beczki ze smołą i benzyną. Te łatwopalne materiały skrupulatnie rozlano i rozsmarowano we wnętrzu synagogi. Kiedy wszystko było już gotowe, dano znak i podpalono tę świętą żydowską budowlę, tę świętość dla wielu żydowskich pokoleń. Ogień szybko ogarnął wnętrze ze wszystkimi urządzeniami i religijnymi sprzętami. Trzeba też powiedzieć, że w tę noc spłonęło wiele zwojów Tory leżących w synagodze. Zdarzenie to jest przerażające. Pojawia się pytanie, jak to możliwe, że gmina żydowska w taki czas pozwoliła na to, by w synagodze znajdowało [3] się tyle zwojów Tory? Bardzo trudno na nie odpowiedzieć i przecież nie można obciążać winą żydowskiej gminy, choć długo przed tą tragedią synagoga była zarekwirowana, więc zwoje można było uratować. Wedle tego, co powiedział mi jeden z dozorców gminy, przez długi czas dyskutowano o tej sprawie. Postanowiono zwoje pozostawić z kilku powodów, spośród których najważniejszym była obawa o to, że władze niemieckie mogłyby zażądać przedmiotów kultu z synagogi i nie znajdując zwojów stwierdziłyby, że doszło do ukrycia wszystkiego i zapewne zażądałyby za to okupu. Dlatego zwoje pozostawiono. Nikt nie spodziewał się takiej tragedii. Oczywistym wydawało się zagrożenie życia człowieka. Prędzej oczekiwalibyśmy klęski naszego wroga, niźli dopuścilibyśmy myśl o takim strasznym zdarzeniu. Przez całą noc ogień niszczył wnętrze synagogi. Nad ranem, kiedy płomienie wypełzły przez wypalone drzwi i okna, ulica się nieco ożywiła i zaalarmowano straż pożarną, ale władza nie pozwoliła gasić pożaru synagogi, zezwolono tylko na ratowanie pobliskich budynków. Sąsiednie ulice zostały zamknięte, nie zezwalano się zbliżać. Dlatego też nie pozostało nic poza kłębem dymu i czterema ścianami stojącymi niczym szkielety.

[4] Przy wejściu do bramy stało dwóch żandarmów z bronią w ręku. Trwało to przez kilka dni. Zdarzenie to rozdzierało serce, a widok napawał przerażeniem. Jedna noc wystarczyła, by zdarzyła się taka tragedia, tak straszliwa rzecz. Żydom trudno było tamtędy przechodzić. Nastrój w całym mieście podobny był temu, jaki panuje po śmierci wielkiej żydowskiej postaci. Po kilku dniach zajechała taksówka, z której wysiadł oficer. Wszedł do synagogi z takim tryumfem, jak Tytus262 do świątyni i przyglądał się temu, czy wykonano robotę zgodnie ze wskazówkami. Strażnicy mu zasalutowali, on zasalutował im i odjechał. Był usatysfakcjonowany tym, co zastał. Jednak kilka dni później ściany polano cieczą, która miała sprawić, że się skruszą. Do gminy żydowskiej przysłano pismo z wyznaczonym terminem rozbiórki. Oczywiście gmina ją przeprowadziła i na miejscu pięknej świętej