RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Losy Żydów łódzkich (1939-1942)

strona 270 z 315

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 270


Rozdział II. Getto – organizacja i warunki życia [40] 245

b.d., Warszawa – getto. N.N., Relacja pt. "אָטעג ןופֿ ןפֿיולטנאַ ןײַמ" [„Moja ucieczka z getta”]. Opis udanej ucieczki z getta łódzkiego

[1] Moja ucieczka z Łodzi

Nie mogłem już wytrzymać w getcie i postanowiłem udać się w drogę. Dochodzące wieści były przerażające – dziewięćdziesiąt procent złapanych mężczyzn nie wychodziło cało z tej opresji. Kobiety rewidowano, zabierano im wszystko i puszczano ostrzegając, że następnym razem będzie gorzej. Moją znajomą złapano po raz drugi i strasznie ją pobito. Kiedy łapano mężczyznę, były dwie możliwości: zabijano go na miejscu albo prowadzono na komisariat na Brzezińską. Stał tam stół. Złapanego rozbierano i kładziono nago na tym stole. Ustawiało się przy nim sześciu Niemców – jeden u wezgłowia a pięciu po bokach. Każdy z nich miał gumową pałkę i wymierzał złapanemu po 150 uderzeń. Jeśli zaczynał krzyczeć, Niemiec stojący u wezgłowia bił go w twarz. Nikt nie wychodził stamtąd o własnych siłach – każdy miał odbite płuca, wątrobę i inne organy. Moja rodzina chciała mnie odwieść od tego zamiaru i zaprowadziła mnie do pewnego człowieka, który był w tym komisariacie. Był w strasznym stanie. Leżał, a jego twarz była kawałkiem rozbitego czerwonego mięsa. Nie było widać ani jego oczu, ani innych części twarzy. Siedemnastoosobowa grupa, w której były dwie kobiety postanowiła pójść przez Nowosolną. Złapano ich i wszyscy, również kobiety, zostali rozstrzelani. Pani Rozenzaft została zastrzelona bez żadnego ostrzeżenia, jak tylko przeszła przez cmentarny mur. Pewna kobieta z mojego domu chciała się przeszmuglować z grupą. Na cmentarzu upadła między macewami i się bardzo potłukła. Nie mogła iść dalej. Została przy cmentarnym murze i stamtąd obserwowała, co się dalej działo. Grupę zauważył jakiś cywil i krzyknął: „Zawracać. Żydom nie wolno wychodzić z getta”. Oni jednak biegli dalej. Jakieś dwa kilometry dalej natknęli się na patrol z Łodzi, najprawdopodobniej zaalarmowany przez tamtego Niemca. Wszystkich złapano. Trzy kobiety wróciły do getta. Trzech mężczyzn w strasznym stanie też do niego powróciło, a los dwóch osób jest nieznany. Przekradaliśmy się przez cmentarz. Droga do niego wiodła polami. Za cmentarzem stały chatki, w których się schowaliśmy, czekając do północy. Zazwyczaj pilnie patrolowano ten teren od dziesiątej do dwunastej [w nocy]. Z chatek widać było całą szosę. Po dwunastej wyszliśmy, zdejmując wcześniej buty, by nie stukały o kamienie i nie budziły psów. Cała droga do Brzezin wiodła przez osady niemieckich kolonistów. Wróciliśmy [jednak] na cmentarz i schowaliśmy się między macewami. Usłyszeliśmy strażników, zaczekaliśmy więc do drugiej. Potem weszliśmy na daszek [chatki], żeby sprawdzić, czy nie ma już straży, zeszliśmy i przebiegliśmy sto metrów do zboża. Pole ciągnęło się

40.