RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Losy Żydów łódzkich (1939-1942)

strona 37 z 315

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 37


12 Rozdział I. Od początku wojny do zamknięcia getta [2]

Zaczął się jakiś zwariowany dzień. Zarząd miasta i [10] cała warstwa urzędnicza i policja, opuściły w nocy Łódź. Rozpuszczeni więźniowie w więziennych ubraniach ciągnęli przez ulice. Panował zupełny chaos. Nie było nikogo, kto by pilnował porządku, żadnej władzy. Wszystko uciekło. Około południa zaczęły przeciągać przez Łódź cofające się wojska polskie. Stojąc na balkonie obserwowałam jak powoli jedna za drugą wlokły się nędzne furmanki, a w nich zbiedzeni, brudni, zarośnięci żołnierze. Ludzie dawali im papierosy i jabłka.

Po południu wrócili niektórzy z tych, którzy w nocy uciekli. Nie byli w stanie dalej iść. Mówili, że wszystkie drogi roją się od ludzi i wojska, a nad głowami latają niemieckie samoloty. Bomby rozszarpują ludność cywilną. Już tej pierwszej nocy było moc ofiar spośród tych, którzy uciekli.

To był dziwny, niespokojny dzień. Wojsko wciąż jechało. Chłopi gnali bydło środkiem ulicy. Ludzie na gwałt zakupywali prowianty, ceny były podwójne w stosunku do przedwojennych. Na noc lokatorzy naszego domu zabarykadowali bramę, bojąc się rabunków. Nie było już ani gazety, ani [11] audycji radiowych. Nikt nie wiedział, co się dzieje.

Następnego dnia uformowała się milicja obywatelska dla pilnowania porządku. Wojska polskie wciąż jeszcze przejeżdżały. Potem rozpoczęła się kanonada z armat. Z wojskiem uciekali chłopi i kolonie młodzieży. W dalszym ciągu tłumy zdążały w kierunku Bałuckiego Rynku. W nocy trwała silna kanonada.

W piątek oczekiwano lada chwila wkroczenia Niemców. Do południa jeszcze wlokły się polskie wojska, potem wszystko ustało i nastała cisza. Około 7-ej wieczór przejechały dwa auta z oficerami niemieckimi. Po chwili zapłonęły latarnie, po raz pierwszy od tygodnia.

W sobotę rano rodzice zawołali mnie do okna. I zobaczyłam Niemców. Byłam prawie rozczarowana. Zwykli ludzie. W zielonych mundurach, jedząc śniadanie i popijając z manierek, wyglądali imponująco. Był postój. Same auta ciężarowe, mocne, masywne. Żołnierze eleganccy, jak na manewrach. Jakie inne były te wojska, które tą samą ulicą ciągnęły dzień przed tym. Trochę później wyszłam na [12] ulicę. Byłam mile rozczarowana. Żydzi otaczali niemieckie samochody, a żołnierze rozmawiali z nimi najuprzejmiej w świecie i flirtowali z Żydówkami, którym to bardzo imponowało. Niemki i Niemcy z Łodzi podawali żołnierzom kwiaty. Tego dnia Żydzi doszli do wniosku, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. W poniedziałek miała się rozpocząć szkoła. Mieliśmy nadzieję, że może życie da się jakoś normalnie ułożyć. W niedzielę przed południem przechodząc plac Wolności zobaczyłam, że naokoło pomnika Kościuszki stali ludzie, jak się domyśliłam sami Żydzi, i zakopywali rowy przeciwlotnicze. Nad nimi stali żołnierze niemieccy. Ktoś mi objaśnił, że tych ludzi złapano na ulicy do roboty. Zobaczyłam to po raz pierwszy i wywarło strasznie przygnębiające wrażenie.

Na rogach ulic stali już niemieccy policjanci w brązowych mundurach. Na murach pojawiły się odezwy oznajmiające wkroczenie wojsk niemieckich w języku polskim