RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Losy Żydów łódzkich (1939-1942)

strona 56 z 315

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 56


Rozdział I. Od początku wojny do zamknięcia getta [5] 31

przez noc i „zatrudniano” dopiero rano. Niektórych wywożono za miasto, a nawet do Zgierza64lub Pabianic. Zatrudnienie bywało różne. Rzadko brano do jakiejś naprawdę potrzebnej roboty, a i w tym wypadku nie liczono się [6] z możliwościami fizycznymi danego osobnika. Wśród łapaczy prym wiedli sadyści. Właśnie sadyści w połączeniu z szukaniem szpasa65, zwykle niewybrednego i pozbawionego dowcipu, oto co bardzo często decydowało o sposobie zatrudnienia złapanych Żydów. Stąd takie pomysły jak czyszczenie dywanów szczoteczką do mycia zębów i to bez zginania nóg, temperowanie ołówka na łysinie Żyda, czyszczenie klozetów gołymi rękami, trzepanie wycieraczek pałkami na plecach współtowarzysza niedoli żydowskiej, ustawianie Żydów w 2 szeregi z tym, by jeden Żyd pluł na drugiego lub bił go, polewanie koksu wodą i następnie znoszenie go do piwnicy bez użycia szufli, przy czym umorusanymi rękami trzeba było dokładnie wytrzeć twarz i czoło, a o ile to nie zostało zrobione należycie, to jeden Żyd musiał dobrudzić drugiego. Do roboty żydowskiej należały też chóralne śpiewy na temat, że Żydzi są winni wojnie, gdyż chcieli jej. Najmniejsze wzdryganie się lub niezdolność do wykończenia roboty wywoływały bicie, przy czym na niektórych placówkach zaczynano od bicia i kończono na biciu. Na polu pomysłowości co do sadystycznego zatrudnienia Żydów zasłynęli volksdeutsche zakwaterowani w gimnazjum poety Kacenelsona66 i w Niemieckim Towarzystwie Śpiewaczym67. W gimnazjum Kacenelsona znajdujący się w piwnicy piec centralnego ogrzewania był zepsuty i bardzo dymił. Pewnego dnia poczęto łapać Żydów do napalenia tego pieca. „Napalanie” polegało na tym, [7] że każdy złapany Żyd musiał kolejno schodzić do nieoświetlonej i zadymionej piwnicy by w ciągu kilku minut łykać dym. Na skutek tego szpasu volksdeutschów niejeden Żyd przypłacił zdrowiem. Innym razem w gimnazjum Kacenelsona volksdeutsche znaleźli rekwizyty szkolnego teatru. Pewnego dnia – w sobotę po południu – nałapano dużo Żydów, przeważnie inteligencji i urządzono na podwórzu przedstawienie. Jednego wysokiego, pięknego młodzieńca – Żyda ubrano w jakieś szaty królewskie i wsadzono mu koronę na głowę (był to bęben przedziurawiony na jego głowie), inni zaś Żydzi musieli grać, tańczyć naokoło „króla żydowskiego” i pluć na niego. Niesamowity nawet dla tej słynnej w mieście „placówki niemieckiej” hałas sprawił, że przebywająca u nas przyjaciółka Rosjanka doszła do okna. W pewnym momencie jakiś młodzian volksdeutschowski uderzył „żydowskiego króla” jakimś narzędziem tak, że twarz Żyda zalała się krwią. Co to nowoczesne misterium miało oznaczać, nie