Rozdział I. Od początku wojny do zamknięcia getta [5] 49
cze nie oddał radia, aczkolwiek termin oddania aparatów jeszcze nie upłynął. Czasami mieliśmy nie lada sensacje. Pewnego dnia L. opowiedział, że przed szpergodziną (17-ta) zatrzymał go na ulicy jakiś pijany żołnierz niemiecki, który kazał mu pójść na robotę. Gdy w pewnym momencie żołnierz pogonił za jakąś inną ofiarą,
L. zwiał do domu. Ale po 3 godzinach dowiedzieliśmy się, że ten sam żołnierz złapał innego naszego119 sąsiada i zaprowadził go aż do parku Poniatowskiego. [42] Przed bramą parku stał na czatach jakiś żołnierz, a wewnątrz parku było kilku innych żołnierzy, którzy zebrali 6 Żydów. Pojmanych Żydów zaprowadzono w krzaki, bito ich, straszono rewolwerami, kazano im się przygotować do śmierci. Gdy nieszczęśliwi byli już dostatecznie nastraszeni, Niemcy zabrali im pieniądze i kazali czym prędzej wiać do domu, co po szpergodzinie było związane z dużymi niebezpieczeństwami. Jednej z ofiar tego rabunku zabrano 2000 złotych, cały majątek uzyskany ze spieniężenia rzeczy celem ucieczki za Bug.
Innym razem sąsiad B. opowiedział swą przygodę ze słynnym łapaczem SA, który rozjeżdżał po mieście małym czarnym autem. Otóż gdy B. ze swym dyrektorem szedł do domu, nagle stanęło przed nim małe czarne auto i SA zaprosił ich do wewnątrz i zawiózł na róg Pierackiego i Sienkiewicza niby to do czyszczenia aut, a po otrzymaniu okupu (po 5 złotych) puścił ich do domu. Ten SA starał się łapać ludzi bogatych, a co najmniej lepiej ubranych, co zaś się tyczy okupu, to żądanie swe tłumaczył tym, że faktycznie auta czyszczą biedni Żydzi, którym on za tę pracę płaci. Co do wysokości opłaty, można było się potargować. Ciekawe zdarzenie miał [z] tym łapaczem inny bankowiec. Pewnej niedzieli szedł on z żoną do teściowej. Wtem nadjechało małe, czarne auto, SA zaprosił bankowca do środka [43] i ruszył w drogę, a po drodze zażądał okupu. Bankowiec miał przy sobie jedynie banknot 50-złotowy, który też wręczył SA-mannowi, który wydał mu 44 złote reszty tłumacząc się, że nie ma brakującej złotówki. Po godzinie wspomniany bankowiec napotkał znów to samo auto. Jadąc autem, Niemiec chciał zaprosić Żyda do środka, ale poznawszy bankowca dał mu spokój.
Po 22-ej towarzystwo rozchodziło się do swych mieszkań i zaczynała się długa, bezsenna wyczerpująca nerwy noc, przy czym żona moja drżała przy każdej trąbce samochodowej, przy każdym zatrzymaniu się motocyklu niedaleko naszego domu myśląc ze strachem, że to do nas przybywają niepożądani goście.
Gdy mianowano prowizoryczny Zarząd naszych spółek, nie miałem już po co w firmie pozostawać, pożegnałem się z kolegami i zdecydowałem się wyjechać. Żegnając się z kolegami, zwłaszcza z chrześcijanami, miałem łzy w oczach, płakali i oni. Czułem, że staję się bezdomnym psem, że pojadę w nieznane, że rozpocznę tragiczną tułaczkę, która będzie związana z bezmiarem trosk, z niepewnością jutra. Płakali i niektórzy gońcy chrześcijanie, którzy przy mnie we firmie wyrośli i rozumieli, że na wygnaniu czeka mnie ciężki, a bynajmniej nie zasłużony los. Żona ma