RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Cwi Pryłucki Wspomnienia (1905-1939)

strona 113 z 219

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 113


Cwi Pryłucki. Wspomnienia (1905–1939) [1] 87

Wysocy rangą rosyjscy duchowni, hierarchowie i metropolici, patrzyli krzywo na to, że zwykły mnich stał się tak popularny i spotkał go taki zaszczyt. Zaczęli więc szukać mu grzechów – a jak się szuka, to się i znajduje. W końcu za bunt zamknięto go na pewien czas w monastyrze, z którego nie mógł wychodzić na zewnątrz.

Nie poddał się jednak i potajemnie uciekł z monastyru. [Przedostał się] przez granicę i w końcu dotarł do [148] Ameryki, gdzie zaczął demaskować wysokich rangą rosyjskich duchownych oraz carski reżim.

Trzecim wśród ysłynnych duchownychy był wyżej wspomniany Grigorij Pietrow, należący do gatunku ludzi poszukujących Boga [na własną rękę], bo oficjalne formy kościelne go nie zadowalały. Uchodził za religijnego filozofa i prawił kazania o prawdziwej miłości do ludzi bez różnicy religii i pochodzenia. Miał przy tym bardzo dobre pióro, które przysporzyło mu wielu zwolenników. Także na niego wysocy rangą duchowni spoglądali krzywo za jego „filozofię” i, jeśli nie jestem w błędzie, zrzekł się swojego duchownego urzędu.

23 sierpnia [19]40. Gdy wysłałem do niego list, [wyjaśniając], że chciałbym go powitać i porozmawiać z nim o sprawach społecznych, otrzymałem wkrótce od niego odpowiedź, że chętnie przyjmie mnie nazajutrz, o godzinie dwunastej w południe, w Hotelu „Brühlowskim”384, gdzie się zatrzymał.

Przyszedłem o wskazanej godzinie i gdy otworzyłem drzwi pokoju, wyszedł mi naprzeciw wysoki, przystojny blondyn w średnim wieku, który zupełnie nie wyglądał na ascetę. Złożyłem mu podziękowania w imieniu czytelników „Momentu” [149] za śmiałość głoszenia dobrych słów na temat prześladowanego ludu, do którego należę. Odpowiedział, że nie zasługuje na podziękowania, bo wypełnia jedynie obowiązek, który dyktuje mu sumienie.

Gdy wywiązała się między nami rozmowa o sytuacji politycznej, stwierdził, że zasadniczo jest przeciwnikiem tego rodzaju wojny, która wymaga nie tylko fizycznych, ale też duchowych ofiar, takich jak szpiedzy, zdrajcy, hieny, które okradają poległych żołnierzy. Ale ponieważ wojna stała się już faktem, uważa on za swój obowiązek udzielanie pomocy rannym i chorym, a także pomoc ich rodzinom. Właśnie w tym celu przybył do Warszawy, gdzie przebywa już ponad tydzień.

Zapytałem go, jakie wrażenie zrobiło na nim warszawskie społeczeństwo. Udzielił mi wymijającej odpowiedzi, że spędził w mieście jeszcze za mało czasu, aby mógł wydać swoją opinię w tak ważnej sprawie. Zauważył jednak tylko jedną rzecz, mianowicie, że narodowe antagonizmy mocno się tu zakorzeniły.

Opowiedziałem mu wówczas o endeckiej nagonce, prowadzonej przeciwko Żydom w kawiarniach i klubach, wśród wojskowych, a nawet na ulicy wśród żołnierzy rezerwistów, którzy stacjonują w okolicach Warszawy oraz wśród polskich żołnierzy, którzy [150] maszerują przez Warszawę na front. Wszyscy Żydzi podejrzewani się o szpiegostwo, insynuowane są nawet oskarżenia o mord rytualny. Poprosiłem, aby on, jako wspaniały moralista, swoją wizytą w Warszawie wpłynął na polepszenie sytuacji w tym względzie.

Grigorij Pietrow odpowiedział na to, że nie można wykluczyć, iż niektórzy Żydzi są szpiegami, tak samo jak wśród innych nacji znajdują się wyrzutki, także wśród