RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Cwi Pryłucki Wspomnienia (1905-1939)

strona 174 z 219

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 174


148 Cwi Pryłucki. Wspomnienia (1905–1939) [1]

dowiedziano się o jego działalności, gminy zaczęły wysyłać swoich wysłanników bezpośrednio do niego.

[Wiślicki] przyjmował petentów w swoim gabinecie w yżydowskiej kooperatywiey bankowej „Kasa Kredytowa”, gdzie był prezesem. Gdy pewnego dnia przyszedłem tam w ważnej sprawie jednego z petentów, nie tylko pokoje przylegające do jego gabinetu pełne były interesantów, ale także na schodach czekano w kolejce, aby wejść do Wiślickiego. Przypomniało mi to napór petentów u mojego syna Nojecha, w okresie wyzwolenia Polski, gdy organy władzy administracyjnej zaczęły wobec Żydów popełniać wiele niesprawiedliwych czynów.

Należy zaznaczyć, że Wiślicki chorował, mimo iż był człowiekiem [dopiero] w średnim wieku. Działalność na rzecz żydowskich gmin bardzo go obciążała.

Gdy Rydz-Śmigły zlikwidował organizację BB[WR] i nowo powstały „Ozon” przyjął wyjątkowo antysemicki program, nie akceptując ani Żydów, ani Ukraińców na listach wyborczych, które wystawiał do Sejmu, działałem za pośrednictwem „Momentu”, aby Wiślicki wszedł do Sejmu jako kandydat ze swojej własnej listy wyborczej.

Niestety, nie było mu dane długo korzystać z urzędu poselskiego, ponieważ po kilku tygodniach nagle zmarł.

Trzeba powiedzieć, że jego przeciwnicy zarzucali mu, iż dzięki koncesjom na import otrzymywanym z rządu zarabia masę pieniędzy. Później, po jego śmierci, okazało się, że żadne pieniądze [po nim] nie zostały. Miał nawet długi, na poczet których chciano sprzedać jego willę w okolicach Warszawy, [razem] z wyposażeniem. Warszawska [Centrala] Związku Kupców619, którego był prezesem, zebrała pewną sumę ypieniędzyy na spłacenie długów, aby w ten sposób zapewnić godziwe życie jego żonie i dzieciom.X

Koniec końców także redakcja ypod naciskiem zarządu [kooperatywy]y przyjęła nowych pracowników. Usprawiedliwiono to tym, że wraz z nowymi literackimi siłami rzekomo przyciągnie się nowych czytelników.

Zawarto więc umowę z W[łodzimierzem] Żabotyńskim dotyczącą stałej współpracy yza odpowiednio duże honorariumy. Zgodnie z postawionymi przez niego warunkami [redakcja] musiała ytakżey przyjąć jego „adiutanta” [Józefa] Schechtmana620 jako ystałegoy współpracownika yz dobrą pensjąy.

XJako stały współpracownik doszedł takżeX długoletni członek redakcji „Hajntu”, dr Jehoszua Gottlieb621, który przeszedł do „Momentu”, gdy zaspokojono jego żądania dotyczące 50 złotych podwyżki pensji w stosunku do tego, co otrzymywał w „Hajncie”.

27 marca 1941. Ja osobiście nie byłem zwolennikiem wspomnianych dwóch angaży z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że to właśnie mnie jako redaktorowi naczelnemu przyszło spierać się ze wspomnianymi współpracownikami, którzy zajmowali inne stanowisko wobec kolonizacji w Erec Israel. Ich stanowisko ani nie