RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Cwi Pryłucki Wspomnienia (1905-1939)

strona 194 z 219

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 194


168 Cwi Pryłucki. Wspomnienia (1905–1939) [1]

Po całej sprawie stał się on jeszcze potężniejszy, yay pertraktacje z kredytodawcami dotyczące spłat ynadal nie były prowadzone w należyty sposóby.

Gdy upłynęło dziewięć miesięcy nadzoru sądowego, Kahan, dotychczasowy nadzorca sądowy, otrzymał od ysąduy pełnomocnictwo do przystąpienia do likwidacji „Momentu”, „[Warszewer] Radia” i „Nowego Głosu”, i został ustanowiony syndykiem, to znaczy faktycznym szefem całego interesu, od którego zależne było kierownictwo, jak i [303] okres likwidacji.

31 maja 1941. Do tego czasu nie ważył się otwarcie mieszać w sprawy redakcji, ale wykorzystywał w tej sprawie następujący środek: jak już wspomniałem, przez pewien czas z powodu stanu zdrowia nie pracowałem w redakcji, ale u siebie w domu. Mój syn Nojech zastępował mnie jako redaktora dyżurnego w redakcji. I właśnie pod pretekstem, że ja jako redaktor naczelny nie mogę sam przyjść do redakcji [Kahan] zawarł porozumienie z jednym z członków redakcji, dr. Jehoszuą Gottliebem i dając mu dodatek do pensji w wysokości 50 złotych skłonił [go], aby objął moje stanowisko, mimo że odbyło się to bez mojej zgody i zgody mojego syna Nojecha, który mnie zastępował.

Przeciwko temu wystąpił Związek Dziennikarzy oraz większość przyjaciół z redakcji, powołując się na etykę dziennikarską. Gottlieb jednak nie liczył się z tym. Mimo że był członkiem starej Organizacji Syjonistycznej z frakcji „Et Liwnot”, dopuścił do tego, aby w gazecie drukowano notatki i artykuły przeciwko starym syjonistycznym organizacjom i pozytywne uwagi o emigracjonizmie, mimo że wcześniej był zagorzałym przeciwnikiem emigracyjnej agitacji.

6 czerwca 1941. Gottlieb był tego rodzaju „doktorem”, o których zwykło się dowcipnie mówić, że jeżdżą do Berna (do Szwajcarii) jako zwykli litewscy młodzieńcy, a wracają stamtąd zaraz z tytułem doktora filozofii. Miało to uzasadnienie w życiu, bo przez długi czas w Bernie nie wymagano świadectwa maturalnego i gdy litewskiemu młodzieńcowi udało się u kogoś napisać dysertację, nadawano mu od razu tytuł doktora filozofii, który w Szwajcarii nie dawał żadnych szczególnych praw.

W tej materii miały miejsce duże nadużycia, aż w końcu władze uniwersytetu zreflektowały się i zaczęły żądać od kandydatów na doktora świadectw maturalnych i ogólnie większego zaangażowania. W każdym razie do tego czasu berneńskie szkoły wypuszczały wielu świeżo upieczonych doktorów, między innymi także dr. Jehoszuę Gottlieba.

Na temat jego duchowej charakterystyki należy nadmienić, że on sam uważał się za cynika. Tak – mówił – „wołają na niego znajomi”. „Szczycił” się także tym, że do tej pory nikt nigdy nie słyszał, aby kiedykolwiek wyświadczył komuś jakąś przysługę.

Wróciwszy z Berna pracował w Łodzi jako685 współpracownik tamtejszej lokalnej gazety.

Gdy wybuchła wojna światowa i gdy wiodący syjonistyczni działacze wyjechali z Warszawy do Rosji, [Gottlieb] wypłynął na powierzchnię jako przywódca syjonistyczny, później dostał posadę w redakcji „Hajntu”.

Gdy „Hajnt” zmienił się w kooperatywę, chciał on objąć stanowisko redaktora naczelnego, został jednak przez kolegów zablokowany właśnie z powodu cynicznej postawy, o której sam opowiadał.