RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. II

strona 101 z 696

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 101


78 Gospodarka [9]

Nie tu jest miejsce na opisywanie albo krytykowanie Judenratu, jest to zadanie na przyszłość i jeżeli poruszamy sprawę Zakładu Zaopatrywania to tylko dlatego, że kwestia ta związana jest z nowymi źródłami zarobku Żydów w getcie. Kiedy stało się wiadome, że Judenrat przystępuje do utworzenia biura aprowizacyjnego, kupcy i drobni handlarze zaczęli się organizować w tzw. kartele według branż żywnościowych. Ci kupcy, albo lepiej mówiąc kupcy kontyngentowi, są „szczęśliwcami”, którzy mieli okazję otrzymać kontyngenty na artykuły i potem uszczęśliwiać konsumentów kilkoma deko mydła na miesiąc, 18–20 deko cukru na głowę i 25 deko chleba. Są to obecnie standardowe artykuły w getcie. Wokół tego kręci się całe życie w dzielnicy żydowskiej. Jasne i zrozumiałe jest, że sklepy kontyngentowe stały się osią, wokół której kręci się zaopatrzenie Żydów w getcie. Nowa branża sklepów kontyngentowych ma obejmować: tytoń, alkohol, węgiel i drewno, cukier, kartofle, mydło itd. Wszystkie te sklepy sprzedają towary na kartki i przy tym zarabiają minimalną prowizję. Robią interes na handlu pobocznym. Lepiej jest sprzedawać przeszmuglowane towary albo prywatnie wyprodukowane obok artykułów kontygentowych. Tymczasem są sklepy kontyngentowe z chlebem, cukrem, masłem i drewnem. Planuje się sklepy z kartoflami, węglem i innymi towarami. W związku z tym powstały różne spółki. Zakład Zaopatrywania [12] daje towar (oprócz chleba) „hurtownikom”, nowo powstałym spółkom. Oni dają towar drobnym handlarzom. Jakby nie było, ta nowa gałąź sklepów kontyngentowych sprowadziła pewną liczbę ludzi, naturalnie z kapitałem wielu tysięcy, od którego kupcy mieli tymczasem bardzo mały zysk na legalną działalność. Przyczyna tej sytuacji pozostaje zagadką Rady Żydowskiej i Zakładu Zaopatrywania. Dla wielu branża kontyngentowa stała się magiczną różdżką: zarabia się i nadal jest się biednym. Jedno udowodnił Zakład Zaopatrywania: robi się publicity, silną reklamę i to jest fosforowy ogień, który przyciąga ludzi z kapitałem. Innych interesów nie ma. Ludność robi interesy, a Judenrat zarabia później. Po branży kontyngentowej powstała nowa branża „skupujących”. Przed wojną nazywali się oni handlarzami starzyzną. Obecnie jest to typ handlarza spotykany w getcie na każdym kroku. Skupują wszystko: meble, garderobę, buty i ubrania, w skrócie wszystko, co da się kupić. W getcie sprzedaje się wszystko, żeby tylko utrzymać się przy życiu. Handel ten kwitnie, kto tylko ma ręce i nogi zabiera się za niego. Większość mieszkańców getta sprzedaje rzeczy, by kupić jedzenie, niektórzy wyprzedają nawet wszystkie sprzęty z domu, aby tylko utrzymać siebie albo rodzinę. Skupujący oferują niewielkie sumy, z góry wiedząc, że pieniądze są potrzebne na żywność. Do tych kupców wędrują drogie przedmioty, meble, kryształy, ubrania męskie i damskie i inne. We wszystkich bramach do kamienic, na ulicach i rogach ulic spotyka się tych handlarzy wołających po polsku: „Kupuję garderobę, kupuję meble.” Takim śpiewem reklamuje się interes. Gdzie dociera towar? W przeważającej części wędruje na stronę aryjską, a tam sprzedaje się wszystko. Reszta idzie na rynek na Niskiej róg Stawek113. Tu schodzą się handlarze z różnych punktów. Głównie przychodzą klienci chrześcijańscy, którzy nabywają towar. [13] Żydom sprzedaje się mało. Chrześcijanie szmuglują towar przez granicę i sprzedają wszystko po dobrych cenach. W ten sposób stopniowo