RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. II

strona 150 z 696

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 150


Gospodarka [25] 127

ze sobą dwa światy, a napis „Juden Durchgang verboten”210ostrzega, że tu można mieć do czynienia jedynie z dobrami materialnymi, ale nie z ludźmi…

Ścianą rozdzielającą oba światy jest magazyn, część dawnej komory celnej, z 20 wielkimi halami i piwnicami. Z jednej strony znajduje się w świecie „aryjskim”. Drzwi wychodzące na „tamtą stronę” są przeważnie zamknięte. Czasem przyjeżdża wóz, aby wyładować towar i wtedy się je otwiera. Z drugiej strony prowadzi [do niego] żydowska bocznica z wielkim pustym placem, gdzie ustawia się szereg wozów i samochodów, kiedy jest coś do rozładowania. Dalej [znajduje się] plac magazynowy na węgiel i torf. Przy wejściu [2] mała budka strażnicza – biuro kierownictwa. Wzdłuż ulicy murowany parkan. Przy wszystkich bramach stoi strażnik.

Cała praca na „Umschlagplatzu” jest wykonywana przez Żydów. Są tu Żydzi z magazynu kolejowego. Żydzi załadowują pociągi, robotnicy żydowscy kamieniami wykładają plac, Żydzi wyładowują [też] różne materiały, sprzątają plac, jednym słowem: żydowska stacja kolejowa z żydowskimi pociągami towarowymi.

Nad tym wszystkim czuwa oko kilku nielicznych niemieckich urzędników. Na pozór zdaje się, że wszystko jest tu w najlepszym porządku. Robotnicy i urzędnicy w żółtych opaskach z napisem „Umschlagplatz” albo „Verwaltungsbeamter”211krzątają się zajęci po placu.

Zajrzyjmy jednak na przykład do hali magazynowej, w której znajdują się setki beczek z c„miąższem”212z jabłek, rabarbaru, dyni i borówek służących do wyrobu marmolady. [3] Beczki ociekają drogim sokiem owocowym. Pokrywki odstają, towar wylewa się i marnuje. Stoi bednarz, naprawia beczki i odstawia te, które są zniszczone. Do przeturlania beczek i ułożenia ich później w stos213jest tu do pomocy pięciu robotników. Ale jakimś cudem nigdy nie można ich znaleźć. Za każdym razem znika para innych. Szybko sprawa się wyjaśnia. To na pobliskie tory wpuszczają wagon z kartoflami. Jeden z drugim biegną z taczką, plecakiem, workiem, wchodzą na czworakach pod wagon, żeby zebrać dla siebie kartofle. Stoi bednarz z rozłożonymi rękami i krzyczy, że nie może czekać (płaci mu się od sztuki). Magazynier krzyczy: „Co się tam wyrabia?” Robotnik prosi go o taczkę (on też chce dla siebie nazbierać). Stoją obcy ludzie. Ten nie chce „zrozumieć” [4] co tamten chce i krzyczy, że nie pozwoli na odkładanie tu czegokolwiek, chociaż nikt nie zwraca na niego uwagi. Kiedy wszyscy już wszystko załatwili, pięciu robotników jest już obecnych i można już zabrać się [z powrotem] za ustawianie beczek. Jednak nagle przybiega „placowy”, mówi, że musi szybko rozładować jakiś wagon i potrzebuje stąd trzech robotników. Dwaj robotnicy znikają. Inni odchodzą. Magazynier złości się, że nie można kontynuować pracy przy beczkach. „Placowy” twierdzi, że dwóch ludzi do tej pracy wystarczy. Zaraz wraca: tamtych trzech też zniknęło. Magazynier wpada w złość i całkiem zamyka magazyn.

I tak już jest: albo wszyscy krzyczą i z ich ust lecą przekleństwa, albo chodzą wkoło dziwnie zamyśleni, nieobecni myślami, nie mogą patrzeć ci prosto w twarz albo chcą cię przebić wzrokiem, sprawdzając czy należysz do „paczki”.