RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. II

strona 151 z 696

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 151


128 Gospodarka [25]

[5] Ludzie myślą, w jaki sposób odjąć z tych artykułów żywnościowych i opału, które są tutaj rozładowywane, odpowiednią porcję dla siebie. W jaki sposób przenieść to przez bramy, gdzie rzekomo trzyma się wartę, do siebie, do domu.

Tymczasem miąższ płynie coraz bardziej, pleśnieje i psuje się.

Wyraźnie widać, że tę odrobinę pracy wykonuje się tutaj wbrew własnej woli, ze strachu przed przemocą Niemców i robi się przykro, że ludzi tych nie łączy żadna wspólnota pracy na tym terenie, który został im przekazany do zarządzania. Być może „Umschlagplatz” ma się stać jedyną bramą do otaczającego świata. Chociaż Żydzi żartują, że cztery rzeczy są nie do zwyciężenia: niemiecka armia, angielska flota, amerykański dolar i żydowski szmugiel – to jednak pewnego pięknego dnia szmugiel na dobre zostanie wstrzymany i biedna, wegetująca Warszawa zostanie postawiona przed zadaniem samowystarczalności w dziedzinie żywności.

[6] Trzeba się starać, aby ani jedna kruszyna nie została zmarnowana. Ta właśnie myśl powinna wiązać kierownictwo, magazyniera i robotnika. Czcza gadanina. Każdy chodzi zamyślony, a myśli tylko o sobie.

Jak zapowiedź niesie się po placu i pobliskiej ulicy wiadomość: podstawili i rozładowują tyle i tyle wagonów. Wszyscy odżywają. Każdy przychodzi wziąć swoją dolę. Ktoś mówi, że rozładunek przeciąga się do późnej nocy… W końcu wyjeżdża jedna fura za drugą. Na każdej stoi policjant żydowski z batem w ręku, w razie gdyby któryś z czekających i podbiegających chłopców z ulicy złapał kartofla. Tymczasem stoją poustawiane w kilku miejskich magazynach dziesiątki tysięcy beczek z konserwowanymi burakami, marchwią i brukwią, z ogórkami i kapustą. Wysychają, pleśnieją, całe tony witamin idą na marne. Jest tylko jeden konserwator, który ma za jednym razem obsłużyć pięć magazynów, dochodzi do tego gospodarka. [7] Dni mijają aż zaczynają pracować przy lampach, bo nie ma elektryczności. Dużo pieniędzy kosztuje wygotowywanie wody do konserwowania i robi się to w niewłaściwy sposób. Marnują się tysiące złotych i dużo pracy. Nikogo to nie obchodzi214.

Co będę krzyczał – skarży się magazynier, majster – skoro tych, co stoją nade mną to nie obchodzi. W ten sposób demoralizacja pracy pogłębia się.

Pytam się: skąd się bierze taka samowola? Czy nie przeniosły się tutaj standardy furmanów i tragarzy? Z uwagi na to, że odrębną plagą dla „Umschlagplatzu” i magazynów są furmani i tragarze, kierujący się swoimi własnymi prawami, prawem monopolu odnośnie do „Umschlagplatzu”, magazynów i odbiorców.

Do magazynu przyjeżdża platforma z cukrem. Worki są w większości przemoknięte i podarte. Cukier sypie się ze wszystkich stron. Został tu wykonany niezły kawałek roboty. I nie tylko po drodze, ale i w czasie postoju pociągu przed bramą magazynu. Furmani i ich pomocnicy zjeżdżają się wokół worków. [8] Zdejmują worek. Każdy z tragarzy uważa za swój obowiązek wetknąć rękę do worka, wziąć garść cukru, wsadzić sobie do kieszeni albo od razu wsypać do ust, tak że 3/4 tej drogiej żywności rozsypuje się i idzie na marne. Robione jest to na oczach wszystkich, a spróbuj powiedzieć choć słowo, możesz być w niebezpieczeństwie…