RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. II

strona 190 z 696

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 190


Gospodarka [32] 167

zrozumieć, dlaczego tyle ludzi handluje dziś zieleniną, z wyłączeniem oczywiście handlarzy ulicznych. Nie ma tu mowy o liczbach, gdyż rosną one z minuty na minutę.

Podobnie jak w pierwszych dniach istnienia getta wszyscy rzucili się na handel pieczywem, tak [teraz] przerzucili się na handel zieleniną z dwóch przyczyn: po pierwsze

– z powodu drogiego chleba i [po drugie] tanich warzyw, zwłaszcza w związku z [ich]

dużą podażą latem.

Jak przedstawia się kwestia zakupu – nie każdy zdaje sobie sprawę, że wszystkie rodzaje warzyw, które widzimy i spożywamy, docierają do dzielnicy żydowskiej nietradycyjnymi kanałami. Nie jestem w stanie opisać całego procesu handlowego oraz sposobu zawierania transakcji, w każdym bądź razie udało mi się ustalić następujący łańcuch [powiązań] w handlu zieleniną:

Towar dowozi do wachy nie dawny chłop czy gospodarz, lecz [5] polski hurtownik

– nowy typ kupca kombinatora. Kontaktuje się on z żydowskimi handlarzami i kupcami warzywnymi. Dawni hurtownicy i handlarze (szmuglerzy), którzy zajęli się szmuglem, skupem itd. połączyli się w spółki, żeby ze sobą nie „konkurować”. Spółki te decydują o rynku. Towar przywozi się do wachy, a stamtąd z pomocą strażników z obu stron, przewozi się go w bezpieczne miejsce w getcie, a następnie sprzedaje.

Mając to na uwadze, staje się oczywiste, że po stronie polskiej powstaje łańcuch rozmaitych pośredników, działających do [etapu dowozu do] wachy, a po stronie żydowskiej [funkcjonuje] następująca sieć powiązań: hurtownik, policja żydowska, Urząd do Walki z Lichwą [i Spekulacją] ([ul.] Leszno 13), rozmaici tragarze i pomocnicy, skupujący, sprzedawcy detaliczni i dopiero na końcu konsumenci. Teraz wiadomo, dlaczego towary są u nas tak drogie. Jeśli kartofle kosztują po stronie aryjskiej 2,50 zł za kilo, [to] u nas zapłacimy 5 zł albo i więcej. To samo tyczy się innych rodzajów warzyw, w takim samym stosunku.

Łatwo jest więc zrozumieć, że branża, która przed wojną nie należała do wyszukanych i nie obfitowała w bogaczy – no może [udałoby się policzyć ich] na palcach jednej ręki – zyskała teraz ten [wyższy] status; stała się sposobem zarobkowania bie- doty żydowskiej z getta. Wszyscy rzucili się na ten jeden rodzaj żywności i wyciskają ostatnie soki z biednych mas żydowskich. Zarabiają na tym wszyscy, przede wszystkim przez podnoszenie cen i obrót pieniądzem, a [6] wszystko oczywiście zależy od szmuglu. Szmugiel idzie codziennie dużymi wozami, nawet wieczorem i o świcie. Trudno oszacować wartość towarów. Są dni, kiedy po tamtej stronie dostawy są duże, wtedy szmugiel do dzielnicy żydowskiej też jest znaczący. Pewien handlarz warzywami przyznał ostatnio, że w dobry dzień do getta żydowskiego wjeżdża od 200–500 korców kartofli do nawet 1000 korców. A to poza innymi rodzajami warzyw, takimi jak: cebula, marchew, buraki, brukiew, pietruszka, nowalijki itd.

Jak widać, branża przeobraziła się w ogromne źródło dochodu, z którego duże zyski czerpią setki żydowskich rodzin (i to z niższej klasy), żyjąc sobie całkiem dobrze. Bardzo trudno podać dokładną liczbę handlarzy, gdyż nikt nie prowadzi [ich] rejestru i nikt nie chce się w ogóle rejestrować w gminie. W gminie zarejestrowały się tylko spółki i właściciele sklepów z zieleniną, a i to tylko dla przykrywki. Prawdziwy interes robią świeżo upieczeni handlarze-szmuglerzy warzywni, wykorzystując zrozpaczonych żydowskich konsumentów z getta, którym robi się „wielką przysługę”, zaopatrując ich w świeże ogórki po 1–1,50 zł za sztukę. Przebicie jest rzędu 100–1000%. Trudno