RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. II

strona 201 z 696

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 201


178 Gospodarka [35]

Często nawet suma okupu znacznie przewyższała sumę należności podatkowej (sic!). A i to załatwienie sprawy nie wystarczyło. Załatwiało się z poborcą, przychodził później referent egzekucyjny i znów od nowa, czasami kierownik egzekucji, [a] w niektórych [7] nawet wypadkach i sami naczelnicy urzędów. Nigdy nie był płatnik pewien załatwienia sprawy, chyba że szybko przed egzekucją opłacił należność. Bywały nawet wypadki, kiedy poborcy nie honorowali nawet dowodu wpłaty. Sam byłem obecny przy takich wypadkach. Swym zachowaniem wprowadzali zamieszanie (a to było ich celem), bili pałkami, rzeczy porozrzucali, płatnik chętnie dawał byle się ich pozbyć. Swą bezwzględnością i okrutnością odznaczali się szczególnie dwaj poborcy z XVI Urzędu Skarbowego (rejon Nalewki, Muranowska)342oraz znany ze swej brutalności poborca XXII Urzędu Skarbowego, Wawrzyniak. Przyjął się też u poborców i kier[owników] egzek[ucyjnych] jako system zastraszenia płatnika zwyczaj pieczętowania mieszkania. Ten system egzekucji przewidywany był w ordynacji podatkowej dla przedsiębiorstw. Urzędnicy skarbowi samowolnie zastosowali go i do mieszkań. Przychodził urzędnik do mieszkania, względnie pokoju, nie zastał nic, co by go mogło zaciekawić, wypraszał płatnika, zamykał za nim drzwi i umieszczał na drzwiach pieczątkę urzędu skarbowego. Płatnik siłą rzeczy musiał uregulować należność, względnie załatwić [sprawę] z urzędnikiem. Znane są nawet wypadki, kiedy poborcy jednego urzędu skarbowego zabłądzili celowo na teren innego urzędu skarbowego, niby to dla egzekwowania należności. Do sklepu modniarskiego przy ul. Leszno 35 – teren XI Urzędu (Leszno było terenem trzech urzędów skarbowych: XI – Leszno 1–35,

2–26; XII – 26–78; XXII – Leszno 35–77), przyszli poborcy XII Urzędu Skarbowego, przeszukali sklep, myszkowali, aż znaleźli worek pończoch. Kosztowało to 1000 zł. Właściciel sklepu krzyczał, przecież ja wam nie jestem winien, należę do XI Urzędu Skarbowego. Nic nie pomogło. Dobrze, ale my – odpowiedzieli oni – zawiadomimy o tym władze niemieckie.

Niewątpliwie tkwiła w tym ręka żydowskiego donosiciela. To była sprawa z serii tak zwanych „nadanych”. Każdy poborca, względnie kierownik egzekucji, czasami nawet i naczelnicy, miał swego Żyda, który mu nadawał robotę. [8] Najwięcej kłopotów miały nielegalne przedsiębiorstwa, potajemne młyny, piekarnie, garbarnie, olejarnie, fabryczki sacharyny. Przychodzili kolejno urzędnicy od poborcy począwszy, a [s]kończywszy na naczelniku. Każdy brał. Nie można się było wprost wykupić od nich. Właściciele tego rodzaju przedsiębiorstw zmuszeni byli w końcu ułożyć się z naczelnikiem, względnie [z] zastępcą, który za sowity haracz miesięczny brał taką instytucję pod swą opiekę, sumy były duże.

Warto wspomnieć tu o wypadku, jaki miał miejsce z właścicielem młyna przy ul. Żelaznej 62 ([z] Zelechowskim). Młyn był legalny. Mełł żyto dla potrzeb Zakładu Zaopatrywania. Przyszli pewnego dnia urzędnicy z XXII Urzędu Skarbowego (Urząd właściwy dla tego terenu). Sześciu ich było, poborcy, kierownik egzekucji, referenci, a nawet kierownik rachuby (sic!). Zastali w młynie dwa worki żyta (legalne). Żądamy

50 000 zł. Za co? – pyta się. Podajesz niewłaściwy obrót, mąka zła itd. Kręcili językiem, nie wiedząc na co wskazać. Właściciel ani rusz. Jakby to nie obchodziło go. Sprowadzili z miasta monterów, rozmontowali maszynę, wysłali ją na miasto do sklepu starego