RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. II

strona 258 z 696

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 258


Po 10.1942, Warszawa-getto. [Jehoszua Perle615], Relacja pt. „4580”. Refleksje pracownika szopu, posiadacza „numeru życia”616w getcie warszawskim

Szopy [56] 235

56.

[1] Okrągła liczba... na pierwszy rzut oka wygląda zgoła niepozornie i tak, jakby niczego w sobie nie kryła. Taką samotnie sobie stojącą liczbę można chyba porównać z owymi szarymi ludźmi, co to niepostrzeżenie przechodzą przez życie i umierają bez spowiedzi, jeśli kiedyś biegły w liczbach, uczony astrolog dobrze się zastanowi, dotrze, być może, do ukrytego sensu tej liczby i objawi na tej podstawie wróżbę dla naiwnych

– o rychłym końcu świata, czy też o nadejściu Mesjasza.

[2] Natomiast trzeźwe umysły, o ile w ogóle zwrócą uwagę na tę liczbę, pomyślą zapewne, że to jest numer policjanta bagażowego, katorżnika czy też, proszę mi wybaczyć, psa, i Bóg wie czego tam jeszcze. Ale żeby ta niepozorna liczba miała zastąpić imię żywego człowieka, który nigdy nie był ani policjantem, ani bagażowym, ani katorżnikiem, ani psem, w to doprawdy trudno byłoby uwierzyć. Nie do wiary, a przecież za tą skromną liczbą kryje się rozpacz i cierpienie, cały ogrom klęski narodu, z którego zrządzeniem losu się wywodzę.

A jednak – niemożliwe stało się rzeczywistością. Zdarzyło się to w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym drugim, w miesiącu tiszri, w państwie polskim, w mieście Warszawie. Pod zbójeckimi rządami Amaleka617– niech wymazane będzie jego imię, za przyzwoleniem [3] Gminy Żydowskiej, której niech to będzie policzone na tym i tamtym świecie.

Życzę jej wiecznego życia, tej warszawskiej Gminie, jako że to ona właśnie obdarzyła mnie ową liczbą: cztery tysiące pięćset osiemdziesiąt. To ona ucięła głowę mojemu własnemu imieniu i w to miejsce wetknęła... numer. Chodzę z nim i żyję, stał się moją drugą istotą. Może więc warto opowiedzieć, jak to się stało, że człowiek pewnego pochmurnego dnia stał się numerem?

Nie chciałbym się chwalić, ale dokładnie jak wszyscy inni ludzie przyszedłem na świat z głową i... bez imienia. Całe osiem dni, jak nakazuje żydowskie prawo, żyłem nie tylko bez imienia, ale i bez numeru. Człowiek z roku dziewięćset czterdziestego drugiego niemal już nie jest w stanie tego pojąć, że choć nie miałem imienia, to jednak moja wierna matka bez obawy tuliła mnie do siebie i karmiła ciepłym mlekiem swej [4] pięknej piersi. Nie bała się ogrzewać mnie ciepłem swego młodego ciała, pieścić