RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. II

strona 261 z 696

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 261


238 Szopy [56]

Amalek – oby jego imię zatarte zostało w ludzkiej pamięci – rozkazał i warszawska Gmina wykonała. Z trzystu tysięcy żywych żydowskich [12] istot raczono pozostawić trzydzieści kilka tysięcy numerów – wybrańców, ostemplowanych i opieczętowanych z podpisem samego prezesa Gminy, którego imieniem będzie się kiedyś straszyło dzieci w kołyskach. I moje imię, i moja osoba również znalazły uznanie w oczach siedzących u żłobu i przemienione zostały... w numer.

I wzorem postaci z utworu Szaloma Alejchema620– bosego Motla, syna Pejsy – k a n t o r a , który pocieszał się po śmierci ojca: ,Ja mam szczęście – jestem sierotą”, tak i ja biegam po podwórzu na ulicy Franciszkańskiej, która stała się moi szerokim, wielkim światem i chwalę się wniebogłosy: ,Ja mam szczęście – jestem numerem”. I jak tu zaprzeczyć: doprawdy szczęście mi dopisało... kąpię się w mleku i szampanie.

…Szacowny numer dodaje mi splendoru, poważania, wznosi mnie ponad ten śmietnik, w którym mrowią się ci pozostawieni w liczbie trzydziestu kilku tysięcy... I wmawiający sobie, że tylko oni godni losu wybrańców...

[13] Mój numer dostaje ćwiartkę gliniastego chleba dziennie, smakowity krupnik składający się z gotowanej wody, kartofla, którego ktoś inny zdążył już wyciągnąć z kotła i z dwóch-trzech krupek kaszy, goniących się wzajemnie, nie mogąc się niestety dogonić. Co więcej: mojemu numerowi przydziela się od czasu do czasu ubiegłoroczne jajko zabiegłe krwawym znamieniem, odrobinę miodu i od wielkiego dzwonu

– kąsek starego mięsa, co to choćbyś je siekał i siekał nijak nie chce mieć smaku starego wina.

Ja mam szczęście – jestem numerem zapisanym w kronice świętej Gminy Warszawy. Mądry prezes Gminy lubi przewracać karty tej kroniki. Inny na jego miejscu wyczytałby może opis dna piekieł. Usłyszałby może płacz dzieci, które zginęły, zanim jeszcze przyszły na świat. Pochwyciłby go może szum [14] trzystu tysięcy dusz, złożonych w krwawej ofierze na ołtarzu Amaleka, krążących wciąż w tym miejscu i niedających spokoju nikomu z tych uporządkowanych, wybranych, szczęśliwych numerów.

Ale prezes, ten mądry prezes świętej Gminy Warszawy, widzi tylko numery. A ponieważ jest władcą nad numerami, a numerów nie karmi się pyzami za darmo, wydaje on co drugi dzień nakazy i rozsyła liściki serdeczne: „Tak i tak, drogi numerze, nakazuję ci stawić się jutro o szóstej nad ranem, byś własnoręcznie pomógł postawić straszliwy mur, który cię otacza, ściska okowami łańcucha i który cię kiedyś zadusi. Sam masz się zamurować. Musisz też stawić się i obmyć krew twojej matki i twojego ojca, których Amalek raczył zamordować, a moi wierni ludzie gorliwie mu w tym dopomogli. I jeśli jeszcze cokolwiek zostało w mieszkaniu twojego ojca czy nawet w twoim własnym, to musisz dopomóc Amalekowi wszystko to [15] zrabować i podać mu jak najpiękniejszy prezent. A gdybyś się chciał wymigać i nie stawić do roboty – ostrzega dobry mój prezes Gminy – gdybyś własnymi rękami się nie zamurował, gdybyś nie dostarczył Amalekowi lichtarzy, nad którymi twoja zamordowana matka odmawiała modlitwy sobotnie, gdybyś nie przyniósł mu diamentowej broszki, którą twoja