RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie, cz. II

strona 262 z 696

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 262


Szopy [56] 239

matka ozdabiała się na święta, gdybyś nie dostarczył mu poduszki, na której spało twoje zamordowane dziecko – skreślę cię z rejestru i przestaniesz być numerem.

W ten sposób ostrzega mnie codziennie mój prezes Gminy. Szczerze mówiąc, cieszą mnie chwilami te groźne ostrzeżenia, przestanę wreszcie być numerem! Stanę się znów sobą! Wrócę do swego imienia! Po prostu – zmartwychwstanę. Jak świat światem żaden Żyd jeszcze nigdy nie zmartwychwstał. Daleko jeszcze do nadejścia Mesjasza. [16] Może to ja będę tym pierwszym zmartwychwstałym Żydem? Ale dlaczego nie cieszy się moje serce? Bo przypominam sobie, że bez numeru czeka mnie topór kata. Koniec z numerem oznacza – koniec z ćwiartką gliniastego chleba, koniec ze smakiem ubiegłorocznego jajka, koniec z komórką, którą przydzielono mi do zamieszkania, koniec z kartoflem, który ktoś wykrada z mego talerza, koniec z zaszczytami, wyróżnieniem, losem wybrańca...

Bez numeru podobny będę do mojego sąsiada, który niegdyś był tak samo mądry jak ja, tak samo uczony, tak samo subtelny. A może nawet subtelniejszy. Ślepy los jednak sprawił, że nie spodobał się i nie został przemieniony w numer, utrzymał się przy swoim własnym imieniu. Przy swoim pięknym, ludzkim imieniu. Ale piękne ludzkie imię jest dziś dokładnie tyle samo warte, co piękne ludzkie serce, co piękny ludzki obyczaj.

Piękne ludzkie serca i piękne ludzkie obyczaje [17] leżą dziś krwią zbroczone wśród złomu, walającego się na opustoszałych żydowskich podwórzach.

Uczciwe imię mego Sąsiada nie otrzymuje ani ćwiartki chleba, ani łyżki krupniku, nie ma ono gdzie złożyć głowy, ukrywa się w norach z kotami i bezdomnymi psami. Imię mego Sąsiada skreślone jest z rejestru Gminy. Wczorajszy jego przyjaciel z numerem nie wita go na dzień dobry, nie zasiada z nim przy jednym stole i unika go w domu modlitwy. Stał się trędowatym, ten mój Sąsiad z uczciwym imieniem i bez papierowego numeru.

I jak tu nie doceniać swego numeru! Jak tu nie drżeć o swój numer! Jak matka drży o swoje jedyne dziecko. Więc strzegę go jak źrenicy oka. Uszyłem sobie aksamitną torebkę z wyhaftowaną tarczą Dawida i noszę ten swój numer na sercu. Śpię z nim, jem razem z nim. [18] Nawet moje sny snują się wokół niego, a moje marzenia splatają się z nim i dotyczą jego.

A gdybym był dziś młodszy i numer miałby o te trzydzieści lat mniej, to zapewne przyszłaby Ona i nazwała go pieszczotliwie: Numerku, drogi! – i jeszcze czulej: Numereczku najserdeczniejszy! I zdrabniając: – Numereńku mój! Bo ja jestem w czepku urodzony. Bo ja mam szczęście – jestem numerem.

Jednakże, aby stać się numerem, musiało się przedtem wytarzać we krwi moje pięćdziesiąt trzy lata. Wytarzać, wyszydzić, zbezcześcić. Abym stał się numerem, musiało się wpierw zniszczyć mój dom. Zniszczyć i wyrwać z korzeniami. Pod moim numerem spoczywa trzysta tysięcy żydowskich męczenników. Trzysta tysięcy żydowskich istnień ludzkich, które Amalek pomordował za przyzwoleniem [19] prezesa Gminy i jego sługusów. Zza mojego szczęśliwego numeru rozlega się rozpaczliwy krzyk dziesiątków tysięcy wytrutych, uduszonych dzieci żydowskich. Po ciemnych nocach dochodzi mnie wielki szloch matki wszystkich matek, naszej matki Racheli621. Przemierza ona opustoszałe pola i zawija w całun swe pomordowane dzieci. Pięknymi, delikatnymi