RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Spuścizny

strona 125 z 464

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 125


102 [3] Materiały Racheli Auerbach

jednym słowem badania tego gatunku, który reprezentuje polski pisarz i uczony dr Stanisław Vincenc.

Z panem Stanisławem Vincencem i jego badaniami huculskich i chasydzkich legend sprawa ma się jednakowoż cokolwiek inaczej.

Jego zainteresowanie żydostwem jest skrajnie dalekie od zimnej, czysto teoretycznej ciekawości. Jest on zarazem poetą i filozofem, a jego uwaga dla fenomenów żydowskich stanowi tak naturalny składnik jego światłego, uniwersalnego humanizmu, jest ona u niego czymś tak samo przez się zrozumiałym i prostym, że… że aż nie wypada byśmy my robili z tego kwestię, byśmy próbowali kuć z tego faktu broń filosemicką.

Sądzę, że pan Vincenc jest tak samo dalekim od specjalnie zaakcentowanego filosemityzmu, jak dalekim jest od antysemityzmu. Sądzę po prostu, [2] że wyrósł już w ogóle z tego rodzaju kwestii i z całego tego kompleksu pseudozagadnień, będących jednym z największych anachronizmów naszej epoki utrzymanych sztucznie przy życiu zastrzykami zgrai trucicieli publicznych mających w tym swój dobry interes. Żyjąc w swej wsi podkarpackiej, w bliskim kontakcie duchowym z intelektualnymi sferami zagranicy, a natomiast z dala od smrodliwych oparów nienawiści, otumaniających różne jednostki, grupy, partie – może sobie p. Vincenc pozwolić na kompletne ich ignorowanie.

Musimy i my zdobyć się na ten zbytek [i] abstrahować od najważniejszej koniec końcem okoliczności, że mamy tu do czynienia z Polakiem, i że Polak ten urządza swoje ekspedycje do „białego lądu twórczości żydowskiej” właśnie dziś, w atmosferze tak okropnie zagazowanej iperytem złowrogich poczynań czarnej sotni antysemickiej.

Zbyt ciekawą mamy przed sobą postać, byśmy mieli zatruwać sobie obcowanie z nią wywlekaniem beznadziejnie na razie trapiących bolączek stosunków polsko-żydowskich.

O istnieniu dra Vincenca wiedzieliśmy już od dawna. Słyszeliśmy o nim od jego przyjaciela, młodego poety żydowskiego z Małopolski, który znalazł w jego osobie ojcowskiego doradcę i opiekuna w najlepszym znaczeniu tego słowa.

Spotkaliśmy się z nim – my, mała grupka pisarzy żydowskich – w Warszawie, zeszliśmy się w wiadomej cukierni przy ulicy Mazowieckiej5.

Szeroka, słowiańska twarz. Strumień szczerej serdeczności i uczucia, coś dziwnie swojskiego i bezpośredniego w obejściu. I jeszcze coś dziwnie znajomego… Zauważyliśmy to od razu, a przed nami zauważyli to inni.

Pan Vincenc jest niezwykle podobny do Bialika!6