172 [10] Materiały Racheli Auerbach
dego z mieszkańców dzielnicy od wczesnego ranka pod oknami na podwórku do późnej nocy pod balkonem, jeżeli ma mieszkanie od frontu. Chóralny recital, [7] którego nuty zapisane pozostaną w sercach tych co go słyszeli, a żadną ze śmierci naszych potem nie umarli – do końca życia. Jest w tym całym żałosnym procederze niewątpliwy wpływ teatru żydowskiego. I który to z reżyserów żydowskich wprowadzających, w zmanierowanej częstokroć wersji, rytmiczne skandowanie, czy inną pseudonowoczesną deklamację – który z nich przewidywał, gdzie dotrą i ujawnią się kiedyś w pocie czoła z aktora żydowskiego wydobyte tony. Ale tego, co włożył w tony te wielki reżyser Głód nie powtórzy już potem chyba nikt. Ten film dźwiękowy kręci się sam i szkoda wielka dla historii, że nie zostaje utrwalony na żadnej taśmie. Trzeba nowego Goi147, by ołówkiem swym wydostał plastykę twarzy opuchniętych z głodu, te pagóreczki po obu stronach nosa i te zastygłe jeziora oczu, ten koloryt skóry, te zindywidualizowane zmiany i te zmiany typowe. Kto namaluje te półtrupki dzieci, skamlących pod murem i tych produkujących się „zawodowców” [8] dziecięcych wyspecjalizowanych w różnym kierunku. Wyobrażam sobie taki cykl: szmugler, artyści, łapacz paczek, symulant, trudna poza, a wreszcie finisz: ta podłużna, pokryta papierem kupka, którą widziałam onegdaj na rogu Dzielnej i Karmelickiej. Te obute w zdarte gumowe buty, zabłocone nożęta chłopięce z lekkim puszkiem na łydkach… Ktoś mi opowiadał, w jaki sposób odbywa się wyładowanie ścierwa dziecięcego na cmentarzu. Te trupki są lżejsze i zaharowani w gorącym tym sezonie rzemieślnicy, woźnice, celebranci śmierci ciskają je sobie wzajemnie niczym paczki towaru zręcznie chwytane w powietrzu. Te całkiem małe najlepiej chwycić za nóżkę. Widziałam kiedyś w klinice położniczej jak wprawna pielęgniarka chwyciła b[…]b piszczącego bachorka za tłustą nóżkę, dała mu parę klapsików po dupci i złożyła go do pachnącej [9] rumiankiem kąpieli…
Dziecinni i niedziecinni, symulanci i niesymulanci, zawszeni i czyści i nawet ci karmieni regularnie po kuchniach, zaszczepieni i wykąpani w myśl obowiązujących przepisów sanitarnych – jedna im wszystkim śmierć i jedna droga – do wspólnego dołu. A jak pięknie, jak wzniośle i litośnie ulica żydowska nazywa doły te nie inaczej jak bridern kejwer148. I przyzwyczajona do układów, do targów, do handlu, nawet ze śmiercią targuje się jeszcze, ta najbiedniejsza, ta już zdawałoby się doszczętnie rozbrojona, już nie o miejsce oddzielne – o nie – o bodaj w grobie mniej licznym w piętra: dole takim – dla sześciu, dla ośmiu… Także za to można chwalić Boga i z ulgą odetchnąć po „pogrzebie”, o ile kto posiada na ziemi kogoś, który sprzeda na ten cel łachman spadkowy. Po tamtej wojnie Markisz napisał „Kupe”149 [10] gdy kupy trupów żydowskich były pod nożem pogromów