RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Spuścizny

strona 201 z 464

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 201


178 [10] Materiały Racheli Auerbach

podjął się uiścić 5 złotową opłatę, tymczasem okazało się, że komitetu w tym domu wcale nie ma, po wtóre mówił, że poszedł stamtąd do towarzystwa pogrzebowego, a wcale tam nie był, po trzecie, jako że dnia następnego w sobotę pogrzeby nie odbywają się, a on ma wolny dzień, nabujał, że pójdzie na cmentarz, sprawdzi gdzie leżą zwłoki i [27] upomni się co do „zastrzeżenia”. Tego nie zrobił, natomiast był w kuchni i zostawił dla mnie wiadomość, że „zrobił co potrzeba było, wszystko załatwione, s’et zan in ordnung”173. Tego samego zwrotu ten leń i markierant z przewróconą pseudopolitycznym wyszkoleniem głową używa zapewniając mnie co do sprzątnięcia sali, czy innej jakiejś roboty, po czym okazuje się, że porządek jest nieporządkiem, a potrzebną pracę musi za niego odrobić któraś z dziewcząt. Tak było i tu. W niedzielę rano, kiedy ja, niczego nie przeczuwając, szykowałam się do wyjazdu na cmentarz dla dopełnienia reszty formalności okazało się, że towarzystwo pogrzebowe o niczym nie wie, a zwłoki prawdopodobnie zostały dnia tego nad ranem pogrzebane. We mnie znowu jakby piorun strzelił, ale [28] pan R.174 wcale się nie przejął ani nic sobie nie robił z mojej irytacji. On ma swoje widzimisię w sprawie grzebania czy nie grzebania, a że nie chcąc sam oddać zmarłemu tej posługi, nie potrzebował mnie w błąd wprowadzić, kiedy było tyle czasu przez cały sobotni dzień, a że dzięki niemu stało się coś co odstać się nie będzie mogło nigdy, przez całą wieczność – tego on się wcale nie wstydził. Pani T.175 określiła ten postępek krótko i trafnie: motłoch!

I znowu nie dałam za wygraną, i znowu podjęłam się zadania beznadziejnego. Wzięłam rykszę, zabrałam już tym razem L. i pojechaliśmy szukać trupa wśród tych, co leżą jeszcze niepogrzebane w słynnej obecnie na całą Warszawę „szopie”. A nuż jednak nie pogrzebano go [29] jeszcze. W kancelarii stwierdziliśmy najpierw, że na liście pogrzebanych w piątek i niedzielę Braxmeiera nie ma. W piątek pochowano we wspólnym dole osiemnastu, w niedzielę sześćdziesięciu dziewięciu. Ponieważ nie był Br[axmeier] wśród wiadomych nazwisk, należało przyjąć, że jest może wśród niewiadomych. Takich było w oba dnie trzech, wśród nich jednak dwu o znanych adresach: jeden z Krochmalnej i drugi, zdaje się, z Niskiej. Z ulicy [Ostrowskiej]176 nikt. Tylko jeszcze jeden, niewiadomego nazwiska i niewiadomego adresu „N.N. lat około sześćdziesięciu”. I to był prawdopodobnie on. Jakkolwiek liczył, jak się okazało z papierów, lat 53, a wyglądał raczej na czterdzieści kilka. Być może dalsze zmiany pośmiertne przesunęły akcenty w fizjonomii ku brzegowi starości, a być też może, że kto miał mu się tam o świcie, [30] zaspany, kiedy napełniają warstwami trupów i wapna „bratnie mogiły” – kto miał mu się tam, N.N.-owi, tak dokładnie przyglądać…