Materiały Racheli Auerbach [10] 191
Są ludzie, którzy nawet cenią sobie tę odporność duchową, tę witalność żydowską. Bawić się kto może. Nie dawać się pognębić psychicznie przez tych, którzy na kupę szmelcu chcieliby zmienić nas czym prędzej, którzy żałobę i rozpacz bezustanną siać by chcieli między nas. Którzy potem urągają, którzy zdjęcia robią z naszej nędzy, ze spowodowanego przez nich samych procesu zagłady, ilustracje do swoich magazynów. Fotografie Żydów spuchniętych z głodu, dzieci wyciągających rączki kościotrupie po jałmużnę i przechodzących obojętnie obok nich dobrze ubranych panów i panie – wcielenie „gangreny ludzkości”, okazy „typowo żydowskiego egoizmu”, który nie zna uczucia litości i solidarności nawet w stosunku do „swoich”. Niemniej charakterystyczne jest, że okazję do przejawienia „witalności żydowskiej” mają tylko przeważnie ci nowego kalibru, nuworysze wojny obecnej, którzy zapewne nie trudniej od niektórych naszych działaczy pogodzili się już z myślą, że ponieważ wykarmić i uratować od śmierci nie można wszystkich, ratować należy tych, którzy mają szansę. Nietrudno im także pewnie przyszło przyswojenie sobie koncepcji podziału Żydów, a zresztą i nie-Żydów, na produktywnych, którzy produkują (dla kogo?) i nieproduktywnych, którym umniejszyło się już racje chlebowe, którzy powinni będą grzecznie wymrzeć według wskazań reżimu.
Nie wszędzie będzie się jednak czekało na „naturalne wymieranie”. Te wieści z miasteczek na terenach wcielonych, te listy pożegnalne, które [3] wiele osób ostatnio otrzymało224. Nie sposób stroić tej śmierci masowej w aureolę Kidusz Haszem. Tamta śmierć, którą ginęły całe gminy żydowskie na wschodzie i zachodzie Europy w różnych okresach dziejowych, miała w sobie jednak element aktywności. Zawsze tam sterczał obok noża krzyż i gdy Żyd pod ramiona krzyża chronić się nie chciał, dokonywał on wyboru, zdobywał się na patetyczny, wielki gest i wierzył, że gestem tym łączy się z największymi narodu, którzy przyjmą go do swojego grona, gdy tylko śmierć otworzy mu wrota wiecznego życia. Była to wiara w wieczne życie i była ofiara życia, jakby nie było, dobrowolna. Była i sama ta śmierć od miecza, noża i żywego ognia – jednak nie tak może potworna i ponura jak taka egzekucja gazowa, „wynalazkowa”, straszniejsza, wymyślniejsza, bardziej może jeszcze obłędnym strachem przejmująca niż dajmy na to fotel elektryczny, którego delikwentów podziwiali w strachu przedśmiertnym przez szklane ściany ciekawi dziennikarze amerykańscy. Gdzież zaczerpnąć siły do takiej śmierci szaremu człowiekowi, szaremu Żydowi naszych czasów, co ma go podtrzymać na duchu, gdy tak tygodniami czeka na egzekucję? Może zostaną świadkowie tych przeżyć, może i my sami… i tak dowiemy się kiedyś, co przeżywa się w takiej sytuacji. Ale pewna jestem, że prastary kapitał mocy duchowej, że to złoto podstawowe społeczności, nie umniejszyło się do szczętu, że w tej czy innej formie doszły do głosu różnice między człowiekiem a człowiekiem. Chociaż zbiorowa psychoza, panika, fobia długotrwała to toksyny jadowite wielce i niszczące, przekształcające duszę choćby najmocniejszą.