210 [10] Materiały Racheli Auerbach
grzecznością wobec delikwenta i jego domowników, których oprawcy (jednego, z ręcznym karabinem maszynowym na plecach, ochrzczono zaraz pierwszej nocy mianem „wykonawcy”) starali się jak najmniej nastraszyć, twierdząc, że chodzi o areszt, o udzielenie pewnym wyjaśnień, każąc zbierać drobne przedmioty dla użytku osobistego, samą zaś śmierć zadając bardzo szybko i sprawnie, po oświetleniu delikwenta potężnym reflektorem – o tyle tym razem wysłannicy śmierci byli o wiele brutalniejsi, cyniczniejsi. [28] Chodzili po mieszkaniach sami, jakby znając adresy, wywoływali opór, bili, różnicą in plus byłoby tylko to, że podobno tym razem nie zostawiali ofiar zastrzelonych na ulicy, tylko powodowali natychmiastowe uprzątnięcie zwłok. Wersję tę słyszało się jednak tylko od nielicznych osób i stwierdzić tego nie można było. O jednym wypadku wiem tylko, tam obok Pawiaka, że w pół godziny po zabiciu owego dentysty zadzwonił Niemiec z Pawiaka do żydowskiego dozorcy sąsiedniego domu, każąc mu dobrać sobie jeszcze kogoś do pomocy i uprzątnąć trupa.
Wracając do poprzednich egzekucji, doszła mnie dziś wiadomość naprawdę wstrząsająca. Okazuje się, że Szklar290, którego trzymano gdzieś w Pawiaku czy alei Szucha i który żył jeszcze przez jakie cztery tygodnie po 17 kwietnia, zastrzelony został pewnej nocy na ulicy z tyłu (przypuszczalnie powiedziano mu, że jest wolny i może iść do domu i gdy uszedł parę kroków posłano za nim klika kul. Mówiąc nawiasem także i ten – „humanitarny” w swoim rodzaju sposób uśmiercenia – ma już za sobą tradycję w ciągu ostatnich kilku tygodni) – tak był zmieniony, że osoba mająca agnoskować291 zwłoki nie mogła go poznać. Kim jest ten – obdarty (przez firmy zawodowe, czy przez policjantów żyd[owskich]?) z butów i palta mężczyzna o straszliwie zmaltretowanym ciele i starej twarzy, dowiedziano się tylko ze znalezionych przy nim dokumentów…
Jedną z egzekucji ubiegłej soboty (bodajby to było pierwszy i ostatni raz) wypadło mi przeżyć jako przypadkowy świadek jej dalszych refleksów. Tak się złożyło, że godzina policyjna zaskoczyła mnie u znajomych, którzy namówili mnie do pozostania na noc, celem omówienia pewnej sprawy. Siedzieliśmy do późna. O dwunastej w nocy usłyszeliśmy stukanie [29] do bramy, jedna z pań twierdziła nawet, że wyczuwa jakieś niezwykłe szmery, różne od zwykłych szmerów nocnych przeludnionego domu, i prosiła, by zgasić światło, podnieść zaciemnienie i zobaczyć co się na podwórzu dzieje. Uspokojono ją przypuszczeniem, że to pewnie policjant żydowski. Następnego dnia, gdy dowiedzieliśmy się prawdy, aż kilka osób nagle zaczęło twierdzić, że słyszało także wystrzały. Główna sensacja wybuchła dopiero o godzinie wpół do czwartej nad ranem. Na dworze było już prawie jasno. Nagle wszyscy lokatorzy usłyszeli szczekanie psów i przeraźliwy lament kobiecy. Brama domu była otwarta, na podwórku zebrała się grupka ciekawych. Z naszego