RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Spuścizny

strona 244 z 464

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 244


Materiały Racheli Auerbach [10] 221

stałam pod ścianą w jaskrawszym od dnia białego dnia nagim świetle reflektora i na moje własne ręce i nogi wstępuje zimny pot śmiertelnego przerażenia, bb[…]bb podobnie jak wówczas, gdy w dwa dni potem przyjezdny z Tarnopola, młody człowiek, opowiadał jak po nocy spędzonej w zamkniętej i strzeżonej z zewnątrz bożnicy, ładowano tam do samochodów po 25 osób wskazanych przez gminę – na wywiezienie za miasto, gdzie czekały ich puste doły… Podobnie jak wówczas, gdy uciekałam od tego opowiadania, od szczegółów z tego i innych bliskich, drogich miast Galicji, bo gdy mowa była o ostatniej nocy w bożnicy, o ładowaniach, ja sama byłam jedną z przeznaczonych na stracenie, ja sama nie mogłam podnieść ciężkiej jak kłoda nogi, wgramolić się o własnych siłach na owo śmiertelne auto, a ktoś o tak samo zdewaluowanym doszczętnie życiu próbował mnie podsadzić – ja sama czułam szaro kamienny zapach tego ranka po bezsennej nocy, słyszałam na własne uszy warkot ciężarówek na znanych mi ulicach… I podobnie jak wówczas, tak i teraz zaczęło się ze mną dziać coś niedobrego. Leżę od dwu dni w łóżku, nie mogę niczego trawić. Niech się to nazywa atakiem kataru grubej kiszki – czy chodzi tu [o] nazwę? Ale sen jest mądrzejszy, sen wie i uprzejmie formułuje tę wiedzę w sposób tak arcytrafnie lapidarny. Przecież na tym właśnie polega moja męka. Że dzień w dzień umiera mi na nowo mój rodzony ojciec. Że dzień w dzień zabijają mi gdzieś rodzoną moją siostrę. Że mi dręczą, martwią, hańbią, zagładzają na śmierć matkę, brata, męża, dziecko małe, jedynego syna, sąsiadkę, przyjaciela, przyjaciółkę ukochaną. bb[…]bb [co] za udręka straszna przechodzić ulicami zamkniętego miasta wtedy, kiedy się ma naprawdę oczy otwarte, kiedy naprawdę, zupełnie dosłownie czyta się we wszystkich twarzach. Co za dobrodziejstwo, że jednak ta klapa opada z powrotem… Sen ubiegłej nocy miał jednak jeszcze jeden moment, nie mniej wymowny i symboliczny jak ten pierwszy. [44] Często na jawie, gdy sama potrzebuję pociechy wyraża się to właśnie w tym, że pocieszam kogo innego. Tak było tym razem we śnie, a pocieszanym był… szary człowiek. Tak właśnie interpretować chyba należy jego maskę, jego kostium. Widziałam go początkowo z tyłu. Jakieś biedne, trochę przygarbione plecy, obleczone w obdartą marynarkę koloru ni to ciemno brąz, ni to ciemno popielatego, a może nawet czarnego, który zzieleniał. Materiał w paski

„wizytowy” i od razu widziało się, że taki pan nosi mimo lata kamizelkę, pod nią szelki. Coś staromodnego, coś pachnącego prowincją, a specjalnie drobiazgowość moich sennych spostrzeżeń bierze się zapewne stąd, że chyba onegdaj tłumaczyłam komuś na ulicy, że prawdziwy fizjognomista odczytać może ludzi, ich „poziom formalny”, nawet cenzus wykształcenia i przynależność towarzyską, od tyłu nie gorzej, jeśli nie lepiej niż od przodu. Ale przecież nie o to chodzi. Kostiumizacja i maska służą w tym śnie prawdopodobnie tylko do wyrażenia faktu, że dana osoba jest dla mnie jakimś „x”, tylko że z opaską na ramieniu, przypadkowym Żydem, pierwszym lepszym: ot jednak i on zdołał mnie wciągnąć w intymną orbitę swoich przeżyć. Nie mogę sobie obecnie uzmysłowić bliższych okoliczności jak do tego doszło we śnie, ale w pewnym momencie widzę człowieka tego strasznie strapionego,