92 Uchodźcy i przesiedleńcy [11]
schowałyśmy do wujka. Gdyśmy nazajutrz przyszły do niego, już był wysiedlony. Okazało się później, że do Krakowa. Któregoś dnia wysiedlono naczelnego lekarza szpitala itd.3
Ludzie masowo wyjeżdżali, dokąd się dało. Byłam zadowolona, że pracuję. Dnia 23 grudnia, zdaje się, że to było wtedy, matka moja dzwoniła do mnie, do szpitala, żebym wróciła do domu. Na ulicy ludzie lecieli bez celu, dzika rozpacz malowała się na ich twarzach, przytomniejsi i bardziej opanowani pakowali rzeczy do plecaków i wyjeżdżali. Autobusy i koleje były przepełnione. Mój plecak był gotów, część rzeczy i wszystkie produkty zostały rozdzielone wśród uboższych sąsiadów, reszta została bez opieki w mieszkaniu.
Wyjechałyśmy z miasta rodzinnego, ja z jednym, [4] a matka z drugim plecakiem. Razem przyjechałyśmy do Łowicza. Tu postanowiłyśmy, że ja wezmę oba plecaki i pojadę do Warszawy, a matka wróci do Łodzi po trochę bielizny i pościeli.
Otóż pojechałam z Łowicza do Skierniewic, innej drogi do Warszawy nie było. W Skierniewicach zaprosił nas jakiś Żyd (tj. mnie i moich znajomych) do swego mieszkania i poczęstował herbatą. Umyślnie w tym celu wysłał chłopca, by zaprosić uchodźców do siebie. W ten sposób spędziliśmy dzień u życzliwych ludzi i zaoszczędziliśmy sobie czekania na dworcu kolejowym. Pod wieczór wsiadłam w pociąg jadący w kierunku Warszawy. Na miejsce przeznaczenia przybyłam w nocy. Chciałam znów przeczekać noc na dworcu, ale żołnierz niemiecki wypędził mnie. Tak więc po 3 dniach podróży przybyłam po raz pierwszy w życiu do stołecznego miasta Warszawy.
Miałam jakiś adres do znajomych matki, ale mimo silnego zmęczenia, przykro mi było obcych ludzi budzić w nocy. Zajechałam pod wskazany adres i siedziałam aż do godz. 5–tej w bramie. Nad ranem, gdy ludzie zaczęli się kręcić, zapukałam dopiero do znajomych, których nigdy przedtem nie znałam. Ponieważ ci mieszkali na III p[iętrze] włożyłam plecaki do pierwszych lepszych ludzi na parterze, bo sama nie mogłam zataszczyć ich na górę, a dozorca stracił dla mnie szacunek i nie chciał mi za żadną opłatą pomóc. Okazało się, że i tak by mnie z rzeczami nie wpuszczono. Moi znajomi pomogli mi znaleźć miejsce do spania, a ja byłam tak przemęczona, że gdy tylko się położyłam z miejsca usnęłam, co mi się nigdy nie zdarza.
W międzyczasie matka wróciła do Łodzi. Z Łowicza pojechała pociągiem do Strykowa, a w Strykowie żołnierz niemiecki ją zatrzymał i wsadził ją do pociągu jadącego w kierunku do Głowna4. W Głownie matka moja wysiadła z pociągu i pojechała furmanką z powrotem do Strykowa. Piechotą przez pola matka ominęła granicę, aż nareszcie znalazła się u celu swej podróży z przygodami. [5] Po kilku dniach matka przyjechała do Warszawy i przywiozła trochę pościeli i bielizny.