178 Komitety Domowe [21]
nia r. 1939 atmosfera niepewności i jednoczesnego nasłuchiwania staje się nie do zniesienia. Zatarła się już granica między wojną i pokojem, nim wojna wybuchła. Toteż w pierwszej chwili trudno było odróżnić jawę od snu, nikt nie był zaskoczony dn. 1/9 1939 r. o godz. 6–ej nad ranem, ale nikt jeszcze także nie zrozumiał straszliwej, upiornej doniosłości krótkiego komunikatu „wróg przekroczył granice Rzeczypospolitej”. Kości zostały rzucone. I już nie było czasu na refleksje, dyskusje, organizację, przygotowania. Następowały czyny, a raczej odruchy, jak skazańców, z zawrotną szybkością [2] rozwijające się wypadki wywołują przerażenie i panikę. Każdy się chce ratować, ale nikt nie wie jak. Nie ma logiki w czynach, niepotrzebne jest rozumowanie. Do głosu dochodzi emocjonalna strona życia a nad wszystkim niepodzielną władzę — jak zawsze w czasach chaosu i sprzecznych a nieobliczalnych posunięć — ma przypadek. On zdecyduje o życiu i śmierci tysięcy. Tym, co dokonali wyboru, „co wychodzą”, wydaje się jeszcze, że sami kują swój los, ale właściwie są igraszką burzliwej fali — zagłady, która się przewala nad wszystkim, co żywe i martwe. Wojna.
Częściowo tej ogólnej psychozie oparła się jedna instytucja. O[brona] P[rzeciw] L[otnicza]* zmuszona czuwać w dzień i w nocy, organizować i stać na straży wspólnego dobra, wypełniać doraźnie i natychmiast nie dające na siebie czekać a[...]a [3] wyznaczać posterunki, gasić bomby [zapa]lające i pożary, spełniać rolę służby porządkowej, administracyjnej a często i policji, O.P.L. z reguły nie opuszcza domu. Na komórce O.P.L. zorganizowanej przez Jakuba Kahana, który był komendantem blokowym O.P.L. oparła się praca społeczna komitetu lokatorów przy ul. Nalewki 23. Wzorowa organizacja O.P.L. wciągnęła do pracy bardzo wielu lokatorów tego domu i [wyszkoliła] ich jeszcze przed wojną.
Już w pierwszych dniach września napływać zaczęły do Warszawy rzesze uchodźców z Łodzi, Kalisza, Łowicza i dziesiątek miast polskich na lewym brzegu Wisły. Wydarte śmierci istoty ludzkie, które wydostały się z śmiertelnego obstrzału karabinów maszynowych z nisko latających samolotów, istoty ludzkie, które po drodze do Warsz[awy] [4] niezliczoną ilość razy patrzyły śmierci w oczy i oglądały dantejskie sceny rozpaczy, gdy na oczach matki kula trafiła dziecko, a ona musiała je zostawić na polu i uciekać dalej, lub chować się w rowie przydrożnym, a potem już znaleźć nie mogła miejsca, gdzie leżał trup jej dziecka. Często dzieci przychodziły bez rodziców, pogubiły ich w drodze i nie wiedziały nic o ich losie. Żyją czy zabici. Nadciągały rzesze głodne, obdarte, okaleczone, bagaż często porzucano w drodze, ratowano tylko życie. Wszyscy znajdowali schronienie w ad hoc5tworzonych punktach, w lokalach urzędowych lub szkolnych, salach kinowych, gdzie spali na podłodze, przykryci strzępami ubrania. Tyczyło się to przede wszystkim tych, którzy nie mieli kre[wnych] w Warszawie ani pieniędzy, aby zamieszkać [ho]telu. Spali więc