212 Kobiety [25]
W ciągu tego dwuletnieg[o tra]gicznego okresu mąż pan[i] K. pisywał regularnie [raz] na sześć tygodni. Karty były lakoniczne i niewiel[ki]ej objętości i o pewnym ustalonym już schemac[ie] treści. Ale ze zręcznie zakonspirowanych zda[ń] [p]ani K. czytała błaganie o pomoc. Naraz przed t[rze]ma miesiącami mąż pani [K.] zamilkł. Z trwożną niecie[r]pl[iwo]ścią pani K. oczekiwała odeń wiadomości. Aż oto wczor[aj] nadeszło zawiadomienie z gestapo.
Pani K. liczy lat 46. Jest typową przedstawicielką mieszczańskiej sfery. Jej życ[ie] przed wojną upływało łożyskiem wyżłobionym przede wszystkim obowiązkami gospodyni domu, matki oraz zastępczyni męża w interesie (mieli sklep materiałów piśmiennych i papieru) na czas jego godzinnej nieobecności w porze obiadowej. Pierwsze miesiące wojny nie wniosły żadnych donioślejszych zmian w reżym powszedniości pani K. Cały wrzesień 1939 r. spędziła w łóżku przykuta doń chorobą serca i wątroby. A gdy wstała — było to w dwa tygodnie po wkroczeniu [31] Niemców do Warszawy — znów porwał ją wir jej normalnych obowiązków. Tylko, że wcześniej niż zazwyczaj wychodziła do interesu i dłużej tam przebywała ponieważ mąż jej obawiał się wychodzić na ulicę, by nie zostać złapanym na roboty przy uprzątaniu gruzów po zburzonych domach.
Mijały miesiące. Nastąpił drugi dzień Świąt Wielkanocnych 1940 r. I wtedy to właśnie rozpoczęło się tragiczne załamanie jej życia. Tego dnia o godzinie 12tej w południe przeraźliwie długi dzwonek u drzwi frontowych wstrząsnął ciszą domu pani K. Gdy otworzyła, weszli dwaj niemieccy oficerowie i zapytali o męża. Mieli rozkaz zaaresztowania go za sprzedaż m[a]p orientacyjnych Polski i planów Warszawy. Pani K. wylegitymowała się zezwoleniem na tę sprzedaż — nie zmieniło to jednak sytuacji. Ponieważ męża pani K. nie było w domu [oficerowie] zażądali, by bezzwłocznie po powrocie zgło[sił] się on do gestapo. Skierowali się ku wyjściu i byli już niemal na progu, gdy raptownie zawrócili, rozkazali pani K. się ubrać i pójść z nimi. Pani K. zaoponowała. Zaczęła usprawiedliwiać się złym stanem zdrowia. Była po ataku wątroby w nocy, wstała przed półgodziną, słaniała się ze słabości i chciała się znów położyć. W odpowiedzi jeden z oficerów spoliczkował ją, drugi przystawił lufę rewolwerową do skroni. „Proszę niech mnie pan zastrzeli, wszak jestem winna” — wybuchła z a[...]a. Oficer cofnął rewol[wer]. W tej chwili wróciła do domu 13 letnia córeczka pani K. Widząc, że oficerowie aresztują jej matkę, wybuchła płaczem i zaczęła prosić, by także i ją zabrali. Wów[cz]as jeden z oficerów wyrżnął jej policzek z taką siłą, że się potoczyła i zemdlała. Matce nie pozwolono nawet cucić dziecka.
W stanie zamroczonej świadomości pani K. ubrała się i zeszła z oficerami. Przed bramą oczekiwało wytworne pięcioosobowe auto. [32] Oficer stojący bliżej pani K. wskazał zapraszającym gestem miejsce w środku i dodał z uśmiechem: „Przejażdżka w taką piękną pogodę po mieście dobrze pani zrobi”. Całą drogę aż do gestapo oficerowie rozmawiali z panią K. uprzejmym tonem o urokach Warszawy. Po przybyciu na miejsce wprowadzili ją do jakiegoś pokoju na pierwszym piętrze — na przesłu-