RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie

strona 242 z 597

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 242


Kobiety [25] 215

m[i] niemi[ecc]y rzucali w powietrze chleb oraz kiełbasę na drogę dla więźnió[w.] Niektórym tylko udało się pochwycić coś a[...]a było jednak wielu, którzy wyjechali bez chleba.

Pani K. i jej współtowarzyszki przyglą[da]ły s[ię] tym scenom deportacji więźniów. Żandarm pok[a]zywał z dołu by odeszły, groził rewolwerem, ale one nie ustąpiły. „Było nam już wszystko jedno” — mówi pani K.

Tuż przed samym odjazdem mąż pani K. zwrócił się do oddziałowej więzienia z prośbą o udzielenie zezwolenia na pożegnani[e] się z żoną. Zgodziła się.

Pożegnanie pani K. z mężem odbyło się na schodach jej pawilonu. „B[y]ła to najdramatyczniejsza chwila w moim życiu — mówi pani K. — Chwila, która w swej zgrozie przerasta świadomość przeżywającego ją człowieka... Nie mogę o niej opowiadać”.

W kilka dni później Hi[m]mler przebywający wówczas w Warszawie, przyjechał na inspekcję do więzienia i kobiety wezwano na dziedziniec. Choć wiosna była w pełni, było jeszcze bardzo zimno. Sp[r]owadzono je na dół o godzinie 6 [r]ano i przemarzłe, wylękłe, drżące z niepewności o swój los, gdyż oddziałowa przebąkiwała o możliwości wysłania ich szlakiem mężczyzn, czekały na przybycie Himmlera aż do godziny 3. Kazano im się ustawić profilem, w szeregu i wywoływano każdą kolejno.

Himmler w asyście dwóch oficerów [36] siedział przy stole i przyglądał się bacznie każdej. Mimo, że obeszło się bez szykan antysemickich, wizyta ta pozostawiła przygnębiające wrażenie: jakiś posmak śmierci. Jakoś z czasem ucichło o tej sprawie i kobiety pozostały na miejscu41.

Płynęły dni niezmiennie beznadziejne. Żadnego znaku z domu. Pani K. przestała wierzyć, że kiedykolwiek w ogóle stąd wyjdzie. Reżim więzienny wyczerpywał ją bardzo. O godzinie 5 zrywała się na odgłos pobudki. I w celi rozpoczynała się jakaś zwierzęca walka o trochę wody i miejsce do umycia się. O godzinie 6–tej był „kącik”, to znaczy wyprowadzano je o tej porze do [kloz]etu. Czekały nieraz godzinę w ogonku na swą kolej. O godz. 7. oddzi[a]łowa przynosiła kawę nie słodzoną z kawałkiem chleba. Racje chleba były dość duże. O 12 punktualnie dzielono obiad — talerz zupy, bez tłuszczu, bez smaku. O godz. 12ej otrzymywały czystą gorącą wodę do picia. O godz. 5 — znów kawę z chlebem, i wreszcie o godz. 6–tej — na zakończenie dnia znów był „kącik” (z klozetu korzystać mogły tylko dwa razy dziennie, o ściśle oznaczonej porze. Mogły się wić z bólów żołądka — złamać dyscypliny nie można było). Po tym udawały się na spoczynek, i cisza cmentarna zalegała więzienie.

Pani K. prócz wody gorącej nic nie jadła ani piła. Toteż chudła w zastraszającym tempie.