RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie

strona 261 z 597

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 261


234 Kobiety [25]

ności. Zaś już pół roku przed wybuchem kataklizmu wojennego niepewność sytuacji politycznej zatamowała niemal zupełnie tętno pracy. A tymczasem pani R. pragnęła właśnie ruchu, śmiałej przedsiębiorczości [69] dokonania czegoś. Jej reminiscencje z tamtego okresu nasycone są tęsknotą za jakąś zmianą, która wyniosłaby ją na poziom twórczego czynu. Pani R. przypomina sobie słowa pewnego kolegi biurowego:

„A niechże już wybuchnie wojna, może wreszcie zaczniemy pracować, organizować kuchnie, działać, żyć”. W stosunku do niej słowa te okazały się prorocze, albowiem jej pier[ws]zą pracą po wybuchu wojny było istotnie organizowanie kuchen.

Pani R. mi[es]zkała wówczas z mężem na Grochowie. Już w pierwszych d[n]iach działań wojennych G[ro]ch[ów] był silnie bombardowany. Domy waliły się w gruzy, padały licznie ofiary, w panicznym lęku ludzie opuszczali swe mieszkani[a]. [P]ani R. była w ciąży, postanowiła tedy niezwłocznie udać się do swych rodziców do [Warsz]awy. Mieszkanie zostawiła pod opie[ką s]łużącej, ze sobą zabrała tylko najniebez[piecz]niejsze rzeczy. Obładowana paczkami [wy]szła na ulicę. Była sama — mąż z [obow]iązku został na Grochowie. Ulica Grocho[ws]ka, tak rojna zawsze i ożywiona mia[ł]a niesamowity wygląd. Zmartwiała. Ani jednej dorożki, ani taksówki. Na przystanku autobusowym stłoczyli się ludzie pragnący, jak ona, uciec do krewnych lub znajomych do Warszawy. Przyłączyła się do n[ich]. Czekała godzinę, dwie. Na próżno. Autobusy nie kursowały już więcej tamtędy. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności nadjechało ciężarowe auto wojskowe, i żołnierze w drodze wyjątku zabrali ją ze sobą i odw[ie]źli pod wymieniony adres — do rodziców.

Było to dnia trzeciego września (1939 r.). Nazajutrz pani R. wróciła do pracy i odtąd, [70] mimo coraz częstszych i coraz groźniejszych w swej sile nalotów, chodziła codziennie do biura. Życie ruszyło wreszcie z martwego punktu, praca zaczęła wrzeć. W związku z napływającą falą uchodźców i wzrastającą rzeszą pogorzelców, powstała konieczność uruchomienia dla nich punktów i kuchni. Pani R. powierzono funk[cję] inspektorki punktów. Zapaliła się do pracy, poczuła bowiem grunt dla ważnej działalności. Pod gradem [kul prz]emierzała odległe dystanse od jedne[go pun]ktu do drugiego, badała braki i pot[rzeby uch]odźców, szukała nowych pomieszczeń dla nich.

Nastąpił 15 września. [T]ego dnia nalot trwał około 5 godzin56. Bombardowanie było wściekłe, jak nigdy przedtem. [P]onieważ celem ostrzeliwania był wówczas [zna]jdujący się nieopodal biura gmach „P[ruden]tial”57, wszyscy urzędnicy schronili się d[o b]ramy. Nagle — już niemal pod koniec [bo]mbardowania szrapnel uderzył d[ruzg]ocącą siłą w ich dom, odłamki wpa[dły] do lokalu biura, demolując go