244 Kobiety [25]
[Wst]ydziłam się — opowiada pani G. — [pozostaw]ać poza nawiasem działalności społecz[nej, ch]ciałam pracować, choćby w tak zwężon[ych] ramach.
W domu pani G. mieścił się punkt dla uch[odźców: w] czterech niewielkich [po]kojach mi[esz]kało a[...]a osób. Pani G. odwiedzała punkt, by sp[raw]dzić, czy jakiś nieprzewidziany wypad[ek] chorobowy nie naruszył ustalone[go bi]egu życia. Dla chorych starała [się o po]moc lekarską, dla głodnych o chleb, [dla] odartych — o odzież. Ona przyczyniła [się] też do zorganizowania stałego dożywi[ani]a dzieci uchodźców: każdy z lokatorów [prze]znaczał jedną zupę dziennie i dwa razy w tygodniu po dwa kawałki chleba z marmeladą, miodem, masłem lub słoniną dla jakiegoś określonego dziecka. Pani G. czuwała, by lokatorzy dotrzymywali zobowiązań, sama niejednokrotnie zwiększała wyznaczone jej racje. Jej także niejedna uchodźczyni zawdzięczała dorywczą pracę w charakterze pomocnicy domowej. Pani G. troszczyła się o pomoc konstruktywną [89] dla uchodźców. Ponieważ fundusz ze składek na Komitet Domowy był bardzo szczupły, sięgała dla tego celu do innych źródeł, mianowicie ustanowiła z każdego wieczoru gry w karty „s[p]ecjal[ny] procent dla uchodźców”, poza tym urządzała u siebie podwieczorki karciane, które zazwyczaj przynosiły pokaź[n]y dochód. Razu pewnego — pani G. spieszy[ła] właśnie z zaproszeniem na brydża do znajomej na Nowiniarską — na Pl. Krasińskich zastąp[i]ł jej drogę żołnierz niemiecki i kategorycznym „komm, komm”62 zaprowadził ją do gmachu sądu, gdzie stacjonowali wówczas niemieccy żołnierze. Było lato w pełni (1940 r.). Na dziedzińcu czekała już gromadka [ko]biet zatrzymanych, jak ona, przez żołnierza. Gdy grono powiększyło się do dwudziestu kilku wprowadzona je do sądu i kazano sprzątać sale. Jedne myły okna, inne drzwi, ubikacje lub podłogi. Pani G. kazano szorować podłogę. Sama musiała przynosić [ku]bły z wodą. Asystujący przy pracy żołnierz [r]az po raz przypominał „nur gut machen”63. Krzyczał i urągał za najmniejszą nied[o]kła[d]n[o]ść, za to jeśli która d[obrz]e się spisywała, zwalniał ją wcześniej [a] nawet nagradzał bochenkiem chleba [i] tabliczk[ą] czekolady.
Pani [G.] pracowała około trzech godzin. Dostała dwukilowy bochenek chleba. Płynęły miesiące wypełniane niezmiennie wysiłkiem o osobi[st]ą radość i pomocą dla uchodźców. Nastąpił listopad 1940 r. Żydów zamknięto w ghetcie. I odtąd życie pani G. zaczyna się toczyć spadzistą linią. Z nakazu władz niemieckich zwolniła swą wieloletnią aryjską pracownicę domową. Przy nowej [90] służącej Żydówce gospodarstwo wymagało często jej osobistej ingerencji. Absorbowało ją to i nużyło. Była to dla pani G. dotkliwa zmiana. Poza tym ruch przesiedleńczy w październiku i połowie listopada, następnie chaos w pierwszym okresie ghetta załamały materialne powodzenie jej męża. Kilka miesięcy bez zarobków nadsza[rp]nęły w zatrważającym stopniu ich zasoby pieniężne. Konieczność oszczęd[za]nia hamowała rozmach jej indywidualnego życia, a także pozbawiała ją możliwości pomagania