RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie

strona 287 z 597

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 287


260 Kobiety [25]

czasie „zarekwirowany” przez trzyosobową rodzinę nowych przybyszów, wcisnęła się więc pod ścianę, w kąt i tam leżała, myła się, jadła na oczach wszystkich. Z początku cierpiała niewymownie z tego powodu, ale stopniowo j[ej] wrażliwość tępiała, reagowała mn[ie]j boleśnie, po prostu przestała się już ż[e]nować. Długo jeszcze po tyfusie panią D. trawiła słabość nóg, nie mogła myśleć o powrocie do „pielęgniarstwa”, mogła co najwyżej przyjąć znów posadę „przychodniej”.

I tak zaczął się okres nie zahamowanego staczania się pani D. Chodzi na kilka godzin na sprzątanie, przepierkę lub na cały dzień, na większe pranie. Gdyby chociaż codzienni[e] miała pracę. Mogłaby sobie przynajmniej kupić dosyć chleba. Ale ona pracuje tylko trzy, cztery dni w tygodniu. Kiedy ma „dniówki” jest jeszcze nie najgorzej, bo dostaje wówczas całodzienne utrzymanie, ale, gdy chodzi tylko do „grubszej roboty”, otrzymuje 4 zł. za pół dnia pracy. I tylko tyle. Przy cenie 10–11 zł. za bochenek razowego chleba, jak wiele może sobie za te pieniądze kupić? „Bywają coraz częściej dni postu, bo nie mam nawet na zupę z kuchni ludowej”.

Pani D. milknie. Jej bladą twarz ożywia podniecenie. Stoi w na wpół pochylonej pozycji i rytmicznym ruchem szoruje z kolei blat kredensu. Nagle prostuje się, odwraca się twarzą do „Pani” i wyrzuca z siebie: „Proszę Pani, a ja tak bardzo pragnę przetrwać tę wojnę!”.

[122]71[123]

* * *

Zaczęło się to tak.

Na wiosnę 1940 roku rodzice pani G. odnajęli pokój młodemu aryjczykowi, wojennemu Folksdeutschowi, panu J. Pan J. przed wojną urzędnik pewnej importow[o]–exportowej firmy w Gdyni, przyjechał do [Wars]zawy w październiku 1939 roku i zamieszkał u sąsiadów pani G., pani B. Jego stosunki z Żydam[i nac]echowane były lojalną tolerancyjnością i go[towoś]cią aktywnej pomocy. Oddawał istotnie liczne usługi swym sąsiadom. Z kilkoma lokatorami tego domu nawiązał kontakt handlowy — zarabiali przy nim na dostatnie utrzymanie. Dla gospodyni swej, pani B., lekarza–dentysty, po zmobilizowaniu jej męża, oficera W[ojska] P[olskiego] (1 września 1939 r.) pozostałej wraz z trzynastoletnią córką w bardzo ciężkich warunkach materialnych, wystarał się w surowe mrozy o opał, przynosił różne produkty, o które wówczas już wobec zakazów rekwizycyjnych Niemców było trudno: herbatę, kakao, kawę, tłuszcze, czekoladę, owoce, mydło. Ochronił także jej meble, tłumacząc Niemcom, którzy przyszli dnia pewnego je zapieczętować, że są jego własnością. Ale w kwietniu 1940 roku, po pow[r]ocie męża pani B. z niewoli, wskutek