264 Kobiety [25]
Po długotrwałym przesłuchaniu kazano jej wrócić do domu. Przed tym jednak pobito ją dotkliwie tak, że przez kilka dni nie mogła się pokazać znajomym ani interesantom.
Następnego ranka znów zjawił się agent z wezwaniem pani G. do gestapo. I znów posypały się na nią gorącą lawiną pytania, dotyczące prywatnego życia oraz interesów pana J. Brutalnymi sposobami usiłowano wydrzeć z niej tajemnicę ich stosunku; biczowano ją groźbami zamknięcia w więzieniu Mokotowskim72 za utrzymywanie zabronionych stosunków z aryjczykiem. Pani G. odpierała ataki niezmiennym: nie wiem, jestem niewinna.
[128] Jakoż zwolniono ją i tym razem.
Agent nie przyszedł więcej. A po tygodniu powrócił pan J. Uzyskał wolność dzięki interwencji pewnych jego wpływowych znajomych Niemców i dzięki nim także prawdopodobnie odzyskał zarekwirowane rzeczy pani G. Pianina nie udało się ocalić, przepadły też bezpowrotnie zabrane zapasy produktów.
Po wyjściu na wolność intymne stosunki z panią G. nie uległy zmianie, unikali tylko pokazywania się razem na ulicy w obawie przed śledzeniem ich przez agentów. Zresztą nadszedł dzień 14 listopada 1940 r.73, ostateczny termin przeniesienia się aryjczyków z ulic objętych ghettem. Pan J. wyprowadził się od pani G. Ale kontakt między nimi trwał nadal. Na początku pan J. odwiedzał swą przyjaciółkę codziennie, często przychodził na noc, o godzinie 8 wieczorem a odchodził o godzinie 5–6 rano. Buchający odeń mocny zapach alkoholu, cały jego wygląd — jak opowiadał później dozorca domu pan E. — świadczyły o wesoło spędzonej nocy. Nieraz matka pani G. biegała późno wieczorem do sąsiadów pożyczyć trochę prawdziwej kawy, by móc przyrządzić dla pana J. kawę z likierem lub koniakiem, jak lubił. Dbała bardzo o zadośćuczynienie gustom podniebiennym i pijackim przyjaciela jej córki, bo był im potrzebny. W tym czasie przeżywali ciężki kryzys materialny. Sprzedali resztę rzeczy, jakie posiadali i wynajęli w jednej z głównych, najruchliwszych arterii ghetta lokal i otworzyli tam restaurację. Pani G. stała się duszą nowego interesu. Pracowała ciężko, jako kelnerka, poza tym zajmowała się działem zakupów produktów. Pan J. pomagał jej wydatnie w tej dziedzinie. [131] Dzięki niemu zaopatrzyła się w zapasy różnych artykułów po cenach, które pozwoliły jej na konkurencję innymi restauracjami, ale z czasem coraz rzadsze stawały się jego odwiedziny coraz słabsza i bardziej dorywcza jego pomoc aż w końcu zupełnie ustała. Interes zaczął się chwiać. Pani G. [usi]łowała go ratować kontaktami z policjanta[mi] żydowskimi — były to wszakże Syzyfowe wysiłki. Po dziewięciu miesiącach istnienia zamknięto restaurację. Rodzina pani G. znalazła się w warunkach kompletnej ruiny. Cierpieli głód. Pani G. wytężała energię w kierunku znalezienia nowych źródeł utrzymania.