RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie

strona 299 z 597

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 299


272 Kobiety [25]

przybiegła z synem na pomoc, wyciągnęli żebraczkę, ale przy tej czynności wysypały się śmiecie. Pani R. z wściekłości kopnęła żebraczkę. Ta wybuchła płaczem. Nie dość, że nie mam co jeść, to jeszcze mnie się kopie za to, że jestem głodna — łkała. Mówię pani — tłumaczyła się pani R. — serce mnie bolało, ale czy ja mogę stać cały dzień i tylko zgarniać, zgarniać te brudy.

Kilkadziesiąt co najmniej podobnych wizyt jest codziennie na podwórzu pani R. Ale są jeszcze żebraczki innej kategorii żebraczej — śpiewaczki podwórzowe i z nimi pani R. walczy także w sposób bezkom[p]romisowy. Niech no usłyszy w swej dyżurce ochrypłe tony piosenki: „W małym domku, daleko za miastem, w suterynie, gdzie nędza i brud, przy kołysce siedziała niewiasta...”. Albo [146] apelu: „Idysze Kinder, idysze hercer hoc rachmones, waref arop a pur groszen oder a sztikł brajt, a kartofle, wus ajner kon”83 przerywa ostrym „dosyć, tu nie można żebrać”. A gdy „co to pani szkodzi, że śpiewam, może mi ktoś rzuci parę groszy, albo skórkę od chleba, przecież nie idę na klatkę schodową” zaczyna prosić któraś, pani R. nie ustępuje. Na jej podwórku musi być spokój, bo tego żądają od niej lokatorzy. Jedyne ustępstwo czyni, za ich zgodą, muzykom. Jakaż dusza żydowska nie zadrga na dźwięki muzyki i pani R. też tłumaczy: muzyka to co innego. Raźniej się człowiekowi robi od razu.

Ale z lokatorami, mimo wszystko, także niemało jest nieraz użerania. — Pani M. nie wolno strząchać obrusów przez okno. — Czy pani nie wie, że trzepać na podwórzu wolno tylko od dziewiątej do jedenastej rano? — Pani R. przypomina, prosi, krzyczy. Dba o porządek i dyscyplinę na podwórzu, bo wie, że niech no komisja sanitarna („niemiecki i polski lekarz!”) orzeknie: „brudno”, jej egzystencja jest zagrożona. Kontrola sanitarna odbywa się co pewien okres, nieraz niespodzianie. Kiedy ostatniej zimy (1941–42) przez szereg miesięcy nie przyjeżdżały wozy po śmiecie do ghetta, a pokłady nieczystości rosły na podwórzu i krzepły w czarne, cuchnące wzgórza, pani R. przeżyła z tego powodu ciężkie chwile lęku. — Co będzie, jeśli komisja się zjawi? Ale jakoś nie przyszła, aż dopiero na wiosnę. A wtedy przyjechał wóz po śmiecie. Wynoszono je częściami, tak wiele ich było. Pani R. ciężką miała „harówkę” przy doprowadzaniu podwórza do stanu czystości.

Obowiązki pani R. są kilku płaszczyznowe i hierarchiczne. Poza ciężką i brudną pracą fizyczną zakres ich obejmuje techniczną pomoc w dziedzinie administracyjnej domu. Pani R. jest łącznikiem — informatorem między [147] administratorem a lokatorami. Sprawy te, wymagające sprężystej ruchliwości: biegania do lokatorów w sprawie meldunków, lub uiszczenia komornego, pędzenia do urzędów, do rejonu, do Gminy, itd. pochłaniają dużo czasu, nieraz rozciągają się na przestrzeń całego dnia. Za to wieczorne dyżury przy bramie od godziny 7 do 9–tej pani R. pełni już jedynie w zastępstwie synów i męża, gdy ci zajęci są w tym czasie interesownie. Bo