Walka z tyfusem [28] 301
niedawno „podpaliłem” nie widać gazu. Otworzyłem tę komorę i stwierdziłem, że siarka zgasła, a gaz był ledwo wyczuwalny. W blasze od siarki niemal cały materiał pozostał niespalony.
W obecności lekarza kolumny Dr G. i kierownika K. zapaliłem jeszcze raz ową siarkę. Obserwowaliśmy ją dłuższy czas. Okazało się, że płomień ma wyraźną tendencję do gaśnięcia. Mimo to otrzymałem dyspozycję zamknięcia komory i pozostawienia jej własnemu losowi. Dom Pawia 63 jest to głęboka wąska studnia. W czterech klatkach schodowych rozmieszczonych jest kilkadziesiąt mieszkań, w których gnieździ się przeszło 500 lokatorów. Brud, nędza i robactwo! Dwa mieszkania były zamknięte z powodu duru, a w trzecim wykryto podczas pracy jeszcze dwoje chorych — fakt do owego czasu nieczęsty. Byłem głęboko przekonany, że w tym domu są jeszcze wypadki zachorowań, umyślnie, lub nieświadomie ukrytych. A wstawienie bielizny chorego do komory, w której gaz nie mógł nawet ludzi wypłoszyć, sprowadziłoby chorobę i nieszczęście na wszystkich lokatorów, którzy w tej komorze mieli swoje przedmioty.
[9] Domagałem się wobec tego i wskazywałem na konieczność natychmiastowego przerwania pracy kolumny. Stawianie w tym domu nieodpowiedniej siarki — mówiłem do lekarza i do kierownika — jest równoznaczne z zatruwaniem studzien zarazkami cholery. Spowoduje w tym domu zalew tyfusu, który z czasem i nas może sięgnąć. Jakby to fantastycznie nie brzmiało, tłumaczenia moje na nic się nie zdały. Odpowiedziano mi, że moim obowiązkiem jest pracować według instrukcji oraz takim materiałem, jaki Wydział daje nam do dyspozycji. Ustąpiłem sądząc, że kierownictwo kolumn w międzyczasie otrzyma odpowiednią siarkę i nie zezwoli na otwarcie komór, dopóki nie zostaną one sprawdzone i ewentualnie na nowo gazowane.
Nazajutrz dn. 12 czerwca, na wszelki wypadek uprzedziłem kierownika sekcji degazatorów, żeby nie dał otworzyć komór bez porozumienia się z kierownictwem i zwróciłem mu uwagę na wielkie nieszczęście jakie by groziło, gdyby się wydało zawartość komór lokatorom. Dnia tego pracowałem w domu Franciszkańska 21. Ze względu na wielkość posesji było wyznaczonych dwóch kierowników akcji, jeden wczorajszy K, drugi B, ja byłem jak zwykle od siarki. Ku mojemu wielkiemu przerażeniu otrzymałem znów ową nieoczyszczoną niepalącą się siarkę. Zwróciłem się wobec tego do lekarza kolumny dr. G i przedstawiłem niebezpieczeństwo stosowania tego materiału. Dostałem odprawę, że głowa o to nie ma mnie boleć, a moją rzeczą jest pilnować swoich spraw. Ta odpowiedź mimo [10] swej jasności bynajmniej mnie nie zadowoliła. Postanowiłem w ramach subordynacji nie dopuścić do zakończenia pracy kolumny w dniu dzisiejszym. Los mi sprzyjał. Zaopatrzenie materiałowe tego dnia wybitnie szwankowało. Nie było ani pędzli, ani papieru, ani denaturatu, ani blach, ani nawet pracowników do uszczelniania komór. A ja wcale nie wysilałem się, jak zwykle żeby te braki uzupełnić. Pod wieczór jednak dzięki staraniom kierownika K. wszystko już było gotowe do mojej dyspozycji. Postawiłem gaz tylko w części komór. Wśród pracy — była już godz. 830 wiecz[orem] — odszedłem,