RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie

strona 329 z 597

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 329


302 Walka z tyfusem [28]

tłumacząc się spóźnioną porą i daleką drogą do domu. Zostawiłem wszystko na łasce Boga, uważając że w ten sposób przynajmniej oddam większy pożytek walce z epidemią. Następnego dnia nie poszedłem do pracy, nie chcąc być aktorem w komedii, która mogła kosztować wiele istnień ludzkich. Trzeciego dnia dowiedziałem się, że na ręce Dr. G. wpłynął od kierowników K. i B. raport na mnie za moją niesubordynację i sabotaż pracy. Nie ubiorę się w piórka cnoty, ale śmieszne to było, że taki kierownik B., który podczas pracy o niczym innym nie myślał jak o wyduszeniu i wymuszeniu od domu jak największej sumy pieniędzy, pisze raport na mnie, który byłem nieprzytomny ze zmartwienia, że narażono dom i miasto na nieszczęście. Gdy zostałem przesłuchany przez dr. D., nie broniłem się wyłuszczeniem moich intencji przeszkadzania katastrofie, lecz tym, że żadnych wykroczeń służbowych nie dokonałem. Trudno mi się było w inny sposób bronić, gdyż musiałbym [11] dr. G., mego zwierzchnika oskarżyć o szerzenie zarazy w mieście. A tegom nie śmiał uczynić. I ta słabość mego charakteru fatalnie odbiła się na moim życiu i prawdopodobnie na życiu innych. Nie stało mi charakteru tego chłopczyka z pięknej bajki Andersena: „Królewskie szaty”. Król daje sobie szyć uroczysty ubiór przez krawców z obcego kraju. Sprytni ci rzemieślnicy pracują w pocie czoła, mierzą, szyją, przykrawają — lecz czynią to w powietrzu, bez żadnego materiału. Wmawiają dostojnikom, którzy przychodzą oglądać królewskie szaty w pracowni oszukańczych krawców, że są to cudne szaty z niezwykłego materiału, a ci dostojnicy mimo, że prócz ruchów rzemieślników nic nie widzą, potakują im i głośno zachwalają jeden przed drugim. I gdy wreszcie król udaje się na uroczystość w swych nowych „szatach”, cała ludność za przykładem dostojników unosi się z zachwytu. Dopiero pewien mały chłopczyk, który ujrzał króla krzyknął nagle „przecież król chodzi nago!” Wreszcie wtedy otworzyły się wszystkim oczy i ujrzeli, że istotnie król jest nagi.

Bardzo często bajka ta przychodzi mi na myśl, gdy się zapatrzę na pracę kolumn dezynfekcyjnych. Znosi się pościel, uszczelnia komory, rozpyla się środki dezynfekcyjne, stawia się gazy — lecz jeszcze się nikt nie znalazł, któryby zawołał: „przecież to farsa”. Ani to cała pościel nie idzie do komór, ani lizolu się nie używa, ani ludzie nie udają się do kąpieli, ani w [12] komorach nie stawia się gazu.

Zbyt smutne, zbyt tragiczne skutki miała działalność kolumn bym mógł obwołać ją farsą.

W niespełna trzy tygodnie po stawieniu komór w domu Pawia 63 — dowiedziałem się w międzyczasie, że zostały one normalnie degazowane — poszedłem zbadać tego skutki. Stwierdziłem, że tyfus dokonał niemal pogromu mieszkańców tego nieszczęsnego domu. W przeciągu kilkunastu dni naliczono tam około 80 chorych na dur. Gdym się tego dowiedział, uciekłem z tego domu. Zbyt tragiczny był skutek naszej pracy, bym mógł mieć satysfakcję żem go słusznie przewidział. Uciekłem z tego domu, jakby w nim straszyło, innych interesujących mnie wypadków nie starałem się zbadać — unikałem tego, jak jątrzenia bolesnej rany. Wiadomo mi tylko, że ową nieużyteczną „siarkę” stosowano blisko dwa tygodnie. Czyni to kil-