Walka z tyfusem [28] 305
pracy [17] dezynsekc[yjnej] bez nadzoru, na łasce sumienia tego czy innego pracownika. A co najdziwniejsze, nikt nigdy (poza 1 wypadkiem) nie przyszedł nazajutrz stwierdzić wyniki prac kolumny.
Z jaką lekką ręką traktowano techniczną stronę dezynsekcji może posłużyć np. fakt ignorancji mechanizmu działania dwutlenku siarki. W instrukcjach Miejskiego Ośr[odka] Zdrowia (co zostało zresztą powtórzone na Kursach dla Dezynfektorów) zaleca się stawianie naczynia z siarką wysoko, powyżej poziomu przedmiotów poddanych dezynsekcji. A to ze względu, że dwutlenek siarki jako cięższy od powie[t]rza opada na dół — gdyby naczynie z siarką znajdowało się nisko, gaz nie dotarłby równomiernie do przedmiotów wyżej położonych. Lecz kto by się przynajmniej raz uważnie przyjrzał zapaleniu siarki stwierdziłby, że bez względu na wysokość na jakiej się znajduje siarka, gaz zbiera się na początku u sufitu, żeby po pewnym czasie opaść na dół. Tłumaczą to w ten sposób, że dwutlenek siarki wprawdzie jest cięższy — zasadniczo — od powietrza, lecz w chwili powstawania ma temperaturę o wiele wyższą od pokojowej, więc staje się lżejszy i wznosi się do góry. Dopiero po pewnym czasie w miarę zrównania jego temperatury z otoczeniem zaczyna opadać. Zbędna ta instrukcja nie ma właściwie znaczenia praktycznego, lecz niemniej jest ona znamienna. Poruszyłem wyżej sprawę korupcji jako jedną z przyczyn niepowodzenia akcji kolumn. Niektórzy widzą w tym alfę i omegę [18] tego niepowodzenia — poza tym problem w obecnych czasach nie do rozwiązania ze względu na warunki ekonomiczne. Istotnie, marne wynagrodzenie jest bardzo ważnym bodźcem, bodajże najważniejszym dla popełniania nadużyć, lecz nie jedynym. Gdym zaczął pracować w kolumnach, nie miałem ani potrzeby, ani okazji brać „łapówek”. W lutym czy marcu dowiedziałem się, że 12 pracowników zostało zawieszonych z powodu różnych wstrętnych — jak na owe czasy mi się wydawało — sprawek. W duchu przyklasnąłem temu zarządzeniu. Byłem jednak mocno zaskoczony, a nawet rozgoryczony, gdy po kilkunastu dniach wszyscy zostali ułaskawieni. Sprawiło to pierwszy wyłom w mych przekonaniach, że nie należy popełniać nadużyć. Uśpiło to zarówno moje sumienie jak i obawę przed karą: jeśli zwierzchnicy sami ułaskawiają takie przestępstwo, to widocznie nie uważają tego za wielkie przewinienie i ewentualna kara — w razie wykroczenia z mojej strony — nie będzie sroga. Cecha uczciwości, która tkwiła w mym charakterze, w trakcie pracy doznawała dalszych uszkodzeń i uszczerbku. Wspomnę m.in. niesłuszne posądzenia. Np. jeden z pierwszych dni, gdy byłem kierownikiem siarkowym; jak zziajany pies oblatywałem wielopiętrowe klatki schodowe, żeby obrać odpowiednią i najmniej kłopotu sprawiającą komorę. Wyznaczyłem wreszcie na to słuszny lokal, wtedy właściciel mieszkania dla pozbycia się przykrości oskarżył mię, żem zażądał od niego pieniędzy, by zrezygnować z tej komory. Nie wierzono mu wprawdzie, lecz mnie to wyprowadziło z równowagi. I pomyślałem sobie jak pewna młoda i przystojna kobieta „jeśli już ludzie obmawiają mnie, że grzeszę, niechaj przynajmniej zaznam rozkoszy grzechu”. Najsilniejszym jednak bodźcem była atmosfera jaka otaczała „szafograjstwo”. [19] Zarówno koledzy chełpili się swoimi wyczynami jak i lekarze (nie wszyscy) dawali do