8 Obrazy getta [1]
taire’a14, zawsze taka sama, zagadkowo uśmiechnięta, zdaje się być z tego zadowolona. Cieszy się z płaczu świata, jak złośliwy satyr. Zdaje się daleka, z małego pokoiku, z wysokości biblioteki rozkazywać deszczowi. A deszcz słucha go, dzwoni i łka. Nic dziwnego. To już jesienna szaruga, od dawna spodziewana, nadeszła. Za oknem zmokłe, deszczem zalane miasto roztapia się we mgle. W niczym nie przypomina to świata tego samego, a jednak tak dalekiego: przeżytego lata. Dopiero przeżyte, a tak obce. Światła latarni i cienie tworzą fioletowe smugi i refleksy w ciemnym pokoju, tak dobrze znanym i tak nowym. To już noc. Prawdziwa noc–sowa. A przecież nie każda jest taka. W ciemnościach staje mi przed oczami las, dobrze znany las sosnowy, z którym [14] tyle wspomnień łączy. Widzę zgrabną figurkę i delikatne, subtelne rysy twarzy mojej letniej królowej — Racheli. Widzę Jej twarzyczkę tak, jaką ją widziałem ostatnim razem. Pamiętam też tę noc, niedawną jasną noc, piękną groźnym majestatem lasu, noc ostatnią noc miłości. Noc, w której tylko o miłości wiedzieliśmy i tylko o niejśmy myśleli.
Mógłbym z czystym sumieniem przysiąc, że to nie człowiek znajduje się koło mnie. Ta drobna figurka w białej sukience nie należy do Racheli. To Nimfa, która wydostała się z rzeki, a teraz ciągnie mnie do niej z powrotem. Pozostawione na brzegu ubrania roztopiły się w słabym świetle, znikły, zlały się z zielenią trawy. Zostały tylko widoczne dwa ciała błyszczące, jak ze srebra odlane, świecące kroplami wody, goniące się bez słowa. Nadzy i odświeżeni wyszliśmy na brzeg. Światło. Szary blask ostrzegał przed wschodzącym słońcem. Rachela zarzuciła mi ramiona na kark. Jej drobna, zgrabna, miniaturowa figurka przytuliła się do mnie mocno. Czułem na piersiach dwa wzgórki, czułem Jej ciepłe giętkie ciało przyciśnięte do mojego. Słyszeliśmy jak rytm naszych serc zlewa się w jedno, jak [15] równomiernie bije w obu piersiach jedno zespolone serce. Staliśmy tak przytuleni, objęci. Usta Jej znalazły się nagle tak blisko, takie były ponętne, kuszące...
Stało się. To był ten pierwszy i ostatni pocałunek. Rachela zarumieniona chwyciła suknię i pobiegła do lasu. Między drzewami migały jeszcze Jej nagie plecy. Nie wiedząc co zrobię zawołałem jeszcze:
Wróć!
A z lasu, czy mi się zdawało, czy był to szum drzew, odpowiedział głos:
Pamiętaj!
... Zza rzeki wynurzyło się złote słońce...
Tak Rachel. Pamiętam. Pamiętam cośmy sobie przyrzekli i o tę ideę walczyć będę do śmierci, a nawet i po śmierci. W miarę i ponad miarę sił. Walczyć będę