422 Żydzi i Polacy. Asymilatorzy i neofici [48]
dząc co się dzieje otworzył sklep — rozdał towar Żydom — po czym poszedł do domu — popełnił samobójstwo”.
* * *
Tramwaj № 17. Pasażerowie urzędnicy, robotnicy. Przejazd przez Bonifraterską, Franciszkańską. Przed sklepami czy domami duże platformy, naładowanie twardą skórą.
To Niemcy rekwirują posiadany przez Żydów towar.
Na widok tych platform nawiązuje się rozmowa: „Dobrze im tak, kawałka skóry u nich kupić nie można było. Ceny szły z godziny na godzinę w górę”. „Nareszcie przyszedł na nich czas. Oni już z nimi zrobią porządek. Dokonają tego, czego nasza nieudolna władza nie zdołała”.
I tak dalej, ciągnie się rozmowa.
* * *
Marzec 1940 r.
Tramwaj № 21. Z Woli w stronę Pl. Teatralnego. Szepty: „Biją Żydów. Nie wiadomo czy będzie można przejechać”. Wjeżdża się na plac Żelaznej Bramy. Plac Handlowy — miejsce, gdzie przedtem wznosiły się Hale Targowe, tzw. „Wielopole”, zniszczone przez działania wojenne. Tłumy ludzi — z dala czarna, zwarta masa. Popłoch — żydowscy kupcy w pośpiechu pakują swój towar w ręczne walizki lub kosze, wydostać się stamtąd jednak trudno. Cały plac okrążony masą najrozmaitszych wyrostków, uzbrojonych w sztylety, noże i pałki. Towar wyciągają, niszczą. Niektórzy obładowani oddalają się. Każdego napotkanego Żyda bezlitośnie biją, gdzie się da.
[5] Tuż przy przystanku tramwajowym starszy Żyd — z zapakowanym w papier bochenkiem chleba — chce wsiąść w tramwaj — z tyłu ktoś go wyciągnął — pałką wręcz dziko bije go po głowie. Ten garbi się, kurczy — usiłuje się obronić. Zostaje okrążony zgrają pomagających bić — chleb wypada z ręki — zanim tramwaj rusza — twarz Żyda zmasakrowana, z ran na głowie leje się krew. Opodal stoi policjant polski i obojętnie scenie tej się przygląda.
Żydowscy pasażerowie bledną. Reagować nie można. Czuje się, jak krew stygnie w żyłach. Droga przejazdu zatarasowana. Powoli tramwaj zbliża się do ul. Żabiej.
Jezdnie i chodniki usiane odpadkami szkła, desek i urządzeń sklepowych. Najrozmaitsze towary w nieładzie porozrzucane. Przed niektórymi sklepami chodnik mieni się w barwy — to wysypane są farby malarskie z beczek. Chłopcy balansują w damskich kapeluszach, zabranych z magazynów.