RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie

strona 48 z 597

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 48


Obrazy getta [3] 21

I cóż. Zwykła historia. Mąż, pobożny i fanatyczny, spędzał całe życie na modlitwach, nic nie robił, nic nie zarabiał, otoczony czcią jako znany talmudysta, który w nocy przekształcał się w nienasycone bydlę. Co rok to prorok, zostało dziewięcioro, jeden, najstarszy, jest w Rosji w Archangielsku na zesłaniu, jako uchodźca, siedmioro na miejscu, a Hesia dziś w nocy umarła. Żona — kwoka, maciora czy suka — nie ma innych myśli, poza tym jak nakarmić tyle dzieci.

Przed wojną był ojciec, utrzymywał całą rodzinę, gdyż zięć–talmudysta47 imponował mu swą wiedzą i religijnością. Było zresztą aż 14–oro dzieci, ale 4–ro już przed wojną umarło, a 1 przed rokiem. A teraz nie ma ojca, nie ma z czego żyć, no, wiadomo, wyprzedawało się, chodziło się do krewnych o wsparcie, zupki z kuchni ludowej*. [6] Mąż (spojrzała żona nienawistnym wzrokiem, na co zareagował zupełnie apatycznie, jakby z pobłażliwością i niezrozumieniem sprawy) grosza nie zarobił, nic nie interesuje się losem dzieci, głód, choroby i śmierć dzieci przyjmuje nieprzytomnie, obojętnie, bez żadnego zainteresowania, jakby jego nie dotyczyło to. On sam nie głoduje, bo przynoszą mu „wierni” trochę pożywienia, które natychmiast pochłania nic nie dzieląc się z rodziną. Noc w noc ją napastuje, pełen żądzy zmysłowej i siły męskiej nieposkromionej, nie dba, że żona wygłodzona, znużona, że z sił opada, że przygniata ją zmora trosk o wyżywienie dzieci. Płodzi te dzieci bezmyślnie i zbrodniczo, nic nie obchodzą go męki nieszczęśliwej ofiary, która cały ciężar utrzymania dzieci musi wziąć na swe barki.

Czy ona własnoręcznie Hesię pozbawiła koszulki i wyrzuciła nagą na bruk, jak rozbity garnek na śmieci? Nie odpowiada ta kwoka, co z miłości dla innych skrzywdziła najukochańszą, Hesię. Nie płacze, nie wstydzi się. Zastyga w milczeniu.

Gdy ją żegnam, patrzę się jeszcze raz w jej oczy, które z niemym wyrzutem kierowała na jedną z córeczek.

Zrozumiałem: odziedziczyła łachman–sukienkę czy łachman–koszulę po Hesi. Niemy wyrzut kwoki i prośba o pobłażliwość i wyrozumiałość.

[7] To są nagie fakty o nagim trupie. A Wy na pewno żądacie cyfr, dokumentów, liczb, danych. A więc nazwiska Wam nie wyjawię, numeru mieszkania i domu nie zdradzę. Na imię jej było Hesia, na nazwisko Żydówka, a mieszkała pod n–tym numerem. Nie uwierzycie, gdy Wam nie podam cyfr i nazwisk, posądzicie mnie o fałsz, łgarstwo, koloryzację. Nie, nie koloryzowałem, nic nie upiększałem, nie oblokłem nagiej prawdy w piękne szaty wyimaginowanej rzeczywistości, podobnie jak trup Hesi był nagi, nieodziany. Nie potrzeba nam świadków czy dowodów istnienia Hesi i jej żałosnego końca. Że jednak takie wypadki istnieją na porządku dziennym, na to można przytoczyć w każdej chwili szereg dowodów w formie zeznań tysięcy świadków, którzy zawsze będą mogli stwierdzić, że takie wypadki przeżyli, obserwowali, widzieli. I to jest lepszy dokument, cóż cyfra i nazwisko. A cienie Hesi zostawmy w spokoju. I tak była obdarta z wszystkiego, nie obdzierajmy jej po śmierci