RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie

strona 490 z 597

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 490


Żydzi i Niemcy [56] 463

malnym krokiem szliśmy tylko wtedy, gdy był zmęczony. Sądząc z jego okrzyku i z tego traktowania, nie spodziewaliśmy się w Skodzie niczego dobrego.

Na miejscu przeznaczenia, za wysokim murowanym parkanem, kręciło się bardzo wielu wojskowych, między nimi nie brakło i oficerów wyższych rang i ci zaczęli wybierać sobie spośród nas silniejszych ludzi i zabierać do różnych robót. To segregowanie sprawiło, że grupy zostały porozbijane i żaden z Gruppenführerów nie miał swej partii pod sobą (normalnie grupa pracowała, a Gruppenführer jej pilnował). W odpowiedzi na naszą interwencję i prośbę, by nas nie oddzielano od naszych ludzi [5] ponieważ jesteśmy za nich odpowiedzialni, usłyszeliśmy, że nie jesteśmy niczym lepszym od nich i będziemy pracować i podlegać takiemu traktowaniu jak wszyscy.

Mnie przydzielono do liczącej 9 osób grupy silniejszych roślejszych i zaprowadzono na jakiś plac, gdzie stało kilkanaście skrzyń wysokich wagonów towarowych, tzw. wagony bez podwozi. Były one przymarznięte do ziemi, a wagę każdej z nich określił okiem fachowca znajdujący się między nami zawodowy tragarz na 600 kg. Było kilka minut przed ósmą, gdy polecono nam podejść do jednej z tych skrzyń i przenieść do znajdującej się nieopodal szopy. [6] Kiedyśmy się z tym ciężarem zbyt wielkim na nasze siły bezskutecznie mocowali zjawiło się na placu kilkudziesięciu ludzi–lotników i Volksdeutschów uzbrojonych w krótkie i długie pałki gumowe, którymi zaczęli metodycznie i systematycznie okładać wszystkich pracujących, przy czym każda grupa miała swych bijących. Bicie trwało bez przerwy od 8 do 12. Do naszej skrzyni podeszło 4 oprawców i ustawiło się za naszymi plecami (każdy stanął po jednej stronie skrzyni; to ustawienie pozwalało im dokładnie i planowo maltretować nas). Gdy ciosy pałek i kopnięcia ciężkich butów posypały się na nasze barki skrzynia drgnęła, pozwoliła się podźwignąć i nieść w kierunku szopy. [7] Niemcy naturalnie ruszyli za nami nie odstępując nas na moment i na moment nie przestając bić i kopać. Nieśliśmy nasz ładunek w podsuniętych podeń palcach, a wobec tego, że dzień był mroźny, ciężar zaś olbrzymi, palce rychło nam zdrętwiały i zaczęły nam odmawiać posłuszeństwa; groziło nam, że skrzynia lada sekunda wyślizgnie nam się z rąk i runie na nogi. Możliwość tę dostrzegli również Niemcy, zdwoili ciosy, zwielokrotnili wrzaski i polecili nam podnieść tę skrzynię nieść na ramionach. I znów nie wiem jakim cudem nasze obolałe ręce zdołały ten rozkaz wypełnić. Celem naszym była olbrzymia szopa, oddalona o około 60 m. [8] Drzwi prowadzące do niej były jednak o wiele niższe niż wysokość naszych bark plus krawędź pionowa skrzyni, tak że, aby drzwi te przebyć, musielibyśmy przejść kilkanaście metrów nie tylko ze zgiętymi kolanami, ale i w mocno pochylonej pozycji, co wobec 600 kg na ramieniu wydało się każdemu z nas niemożliwością. W chwili, gdy podeszliśmy do tych drzwi, ciosy znów się wzmogły i zdarzył się trzeci cud tego dnia: przeszliśmy. Reszta była już głupstwem: przejść przez biegnącą środkiem szosy barierkę wysokości 1 m i postawić nasz ciężar na wzniesieniu wysokości ok. 2 1/2 m., czego [9] dokonaliśmy (cud № 5) znów przy akompaniamencie nieludzkich ciosów i wrzasków stojąc na palcach i mając ręce ze skrzynią wyciągnięte pionowo w górę (!).