470 Żydzi i Niemcy [58]
Nagle, czuję jak mocna ręka chwyta mnie za ramię, zapowiedź okrucieństwa; zadrżałem, krew zastyga w żyłach, a w uszach dźwięczy jak dzwon: „Komm, komm Verfluchter”12. Ulica, pełna ludzi pustoszeje wokół mnie. Widzę tylko demonicznego żandarma z nahajką w ręce, który prowadzi mnie do samochodu z cegłami. Dopiero teraz orientuję się, że złapano mnie do pracy. Wpychają mnie do samochodu, wpadam na już złapanych trzech Żydów. [2] W tej samej chwili przypominam sobie o moim 12–letnim synu, którym mi towarzyszył. Przez szparę w samochodzie widzę jak płacząc prosi żandarma, a ten go odpycha. Samochód rusza. Chłopiec płacząc, próbuje biec za nim, ale szybko pozostaje w tyle sam w otchłani warszawskich ulic.
Jedziemy. Jeszcze kilku Żydów, głównie z brodami, zostaje złapanych. Jedziemy dalej. W czasie jazdy dwóch z nas zeskakuje z samochodu. Żandarm robi mnie odpowiedzialnym za pozostałych. Wywieziono nas z miasta, na placówkę* gdzie pracuje 200 robotników z Gminy, która im płaci. My, 5 złapanych, wcale nie byliśmy potrzebni do pracy, tylko do sadystycznych celów, żeby się z nami radośnie zabawić. Dla zachowania pozorów kazano nam pracować przy schronach razem z wynajętymi robotnikami. W porze obiadowej wszyscy robotnicy, poza naszą złapaną piątką, poszli jeść. Ustawiono nas twarzą do ściany i powiedziano nam, że zostaniemy rozstrzelani. Dokładnie spisano nasze nazwiska i wiek. Wkrótce podeszło do nas kilku żandarmów i teraz dopiero rozpoczęła się prawdziwa, sadystyczna robota. Ze wszystkich stron otoczyli nas oficerowie z aparatami fotograficznymi. Trudno przekazać, co zaczęto wtedy z nami wyprawiać. Robiliśmy różnego rodzaju ćwiczenia a każda faza trwała kilka minut i wszystko było fotografowane. Kazano nam klękać, padać i przez dłuższy czas tarzać się w błocie, rozebrać się i krzyczeć, że jesteśmy z tego zadowoleni. [3] Przy tym bito nas i kopano, cynicznie się śmiano i deptano po nas. Potem przynieśli dwie pary dużych krawieckich nożyc i, według instrukcji, kazano nam obcinać sobie nawzajem brody. A jeśli ktoś nie dostatecznie szybko wypełniał swoją misję i nie dokładnie według wskazówek, to wtedy podchodził sadysta i nauczał w jaki sposób się tnie po uszach i po twarzy. Wszystko to było wielokrotnie fotografowane, przy akompaniamencie kopania, bicia i cynicznego śmiechu.
Po kilku godzinach takich manewrów odwieziono nas samochodem do miasta, znowu ustawiono nas twarzą do ściany i kazano oddać dokumenty jako kaucję zapewniającą, że każdego dnia, o 7 rano, będziemy przychodzili do tej samej pracy. Tu, dosłownie, zaryzykowałem i uciekłem. Dzięki Bogu udało mi się. Co stało się z pozostała czwórką — nie wiem. Wiem tylko to, że dwóch z nich miało po 70 lat.
Jak szalony biegłem przez ulice, aż spotkany znajomy, który z trudem mnie poznał, zaprowadził mnie do domu. Upadłem na łóżko. Dopiero dużo później oprzytomniałem i opowiedziałem moim domownikom co się stało i pocieszyłem mojego śmiertelnie przerażonego synka.