RRRR-MM-DD
Usuń formularz

Getto warszawskie

strona 536 z 597

Osobypokaż wszystkie

Miejscapokaż wszystkie

Pojęciapokaż wszystkie

Przypisypokaż wszystkie

Szukaj
Słownik
Szukaj w tym dokumencie

Transkrypt, strona 536


Żydowska Służba Porządkowa [68] 509

denuncjacją. Przezwano ich „grandziarzami”, albo „szkolniakami”, gdyż najczęściej bandy te składały się z młodzieży w mundurach szkolnych. Ohydny ten proceder uprawiali również policjanci polscy i tajniacy, bezwzględnie postępowali wobec swych ofiar. „Bandy” te grasowały po placu Kercelego i innych targowiskach, „wyławiali” Żydów i wymuszali okup. Na początku nie bardzo szło. Brak jeszcze było Beli doświadczenia. Były to pierwsze [5] kroki. Nigdy przed wojną nie miała nic wspólnego z handlem. Wręcz przeciwnie, czuła do niego niezwyciężony wstręt. Pod tym względem przekonania jej były twarde i radykalne. Ale w tym okresie, gdy ojciec — spuchnięty z głodu oczekiwał w domu powrotu jej, nie czas się było bawić w „moralne” rozważania. Musiała ścierpieć przekleństwa kupujących, „układać się” z policjantami, tajniakami, szantażystami... Powoli zdobywała doświadczenie, wprawiała się w swym zawodzie. Miała już nawet swoich klientów. W domu sytuacja się bardzo poprawiła. Zdarzało się, że zarabiała po kilkaset złotych dziennie. Prócz swojej rodziny utrzymywała siostrę ojca z trojgiem dzieci. Cieszyła się sytością swych bliskich, z coraz to większą energią zabierała się do pracy. Wracała już nie tramwajem, ale przez „wachę” — okazywała [6] polskiemu policjantowi jakąś książeczkę dla zmydlenia oczu żandarma, że niby przepustka, a w książeczce leżał banknot dziesięciozłotowy. Zrozumiałe, że policjant 10 zł zabierał, a książeczkę zwracał. Za przejście żandarm brał znacznie więcej, aż 50 zł. Razu jednego, w kwietniu 1941 r. wracając, zatrzymał ją przy „wasze” żandarm. Poznał w niej Żydówkę. Groził jej zastrzeleniem, ale przed egzekucją kazał jej się modlić do Boga. Ona odpowiedziała, że modlić się nie będzie, bo nie wierzy w Boga, jedynie ważnym jest dla niej ludzki stosunek jednego człowieka do drugiego („Menschlichkeit”32). Widocznie żandarm wzruszył się tą odpowiedzią i nawet umówił się z nią. Zrozumiałe, że Bela na umówione miejsce nie przyszła. Mimo wszystko żandarm 25 zł „łapówki” wziął. W czerwcu policjant polski „nakrył” ją [7] po „drugiej stronie” i żądał 250 zł okupu. Akurat pieniędzy przy sobie nie miała, prosiła go, by poszedł z nią do domu i tam mu zapłaci. Policjant w żaden sposób nie dał się ubłagać i zaprowadził ją do komisariatu na Stawkach. Stamtąd powędrowała do więzienia na Gęsiej, gdzie przesiedziała tydzień. Jako małoletnią wypuścili ją, ojciec musiał zapłacić za nią 250 zł. Wróciła do domu, ale na trzeci dzień po powrocie musiała znów przeprawiać się na „drugą stronę”, bo w domu pojawiła się zmora głodu. Stosunek „aryjskiej” klienteli, która wyłącznie prawie składała się z motłochu, był przeważnie wzgardliwy. Przy targach nie szczędzili złośliwych epitetów „parszywa Żydówo!” itp., ale towarem z rąk żydowskich nie pogardzali, dorabiali się na nim kokosowych majątków. Setki młodych, niepełnoletnich [8] chłopców i dziewcząt w wieku 10–15 lat uprawiały „przemyt”, w ten sposób zarabiając na siebie i swych najbliższych.

8 listopada wyszło rozporządzenie o karze śmierci za przekroczenie ghetta. Ale i to najbrutalniejsze rozporządzenie nie mogło wstrzymać tysięcy młodych ludzi